niedziela, 12 października 2014

Rozdział trzynasty


          Kiedy obudziłam się następnego dnia, obok mojego łóżka nie siedział już Luke, ale Ashton. Pochylał się nad swoimi rękami i pojedyncze loki zasłaniały jego oczy, mimo iż miał zawiązaną na nich bordową bandanę. Luke stał za nim, odwrócony w stronę okna.
          Przesunęłam rękę po pościeli i przetarłam piąstką powieki. Ashton najwidoczniej zauważył mój ruch, bo podniósł głowę gwałtownie. Grzywka zakryła na chwilę czarne oprawki okularów, lecz zaraz odgarnął ją na bok.
          - Ali.
          Na jego głos Blondyn odwrócił się w naszą stronę i zrobił dwa kroki, by usiąść na drugim plastikowym krześle obok łóżka. Oboje uśmiechnęli się do mnie, a Luke złapał mnie za rękę i splótł ze sobą nasze palce.
          - I jak się czujesz? - zapytał.
          - Pospałabym jeszcze – odparłam i przeniosłam wzrok na drugiego. - Chciałeś mi coś powiedzieć.
          Ashton podrapał się po głowie i popatrzył na mnie pełnym poczucia winy spojrzeniem.
          - To przeze mnie tu jesteś – stwierdził. - Gdybym wtedy do ciebie nie zadzwonił, nie byłoby tego wszystkiego.
          - Daruj sobie, dobrze? - przerwałam stanowczo jego bezsensowne gadanie.
          Jeszcze tego mi brakowało, żeby ktoś brał winę na siebie. Muszą się przyzwyczaić, że jestem dosyć niezdarną osobą i takie incydenty mi się zdarzają. I będą się zdarzać jeszcze nie raz.
          - Przepraszam – powiedział.
          - Dobra, mów co chciałeś.
          Chłopaki wymienili niepewne spojrzenia. Luke puścił moją dłoń i wstał.
          - To może ja nie będę przeszkadzać.
          Odwrócił się powoli i wyszedł z sali, zamykając za sobą drzwi najciszej jak potrafił.
          - Tylko proszę cię, Ali, nie śmiej się ze mnie – jęknął Ashton.
          - A dlaczego miałabym? - zdziwiłam się.
          Chłopak przygryzł dolną wargę, zanim zaczął mówić.
          - Poznałem kogoś – mruknął, usilnie nie odrywając wzroku od swoich kolan.
          Wyglądał w tamtym momencie na znacznie młodszego przez zawstydzenie w postaci szkarłatnych plam, które wtargnęły na jego policzki. Okulary i kręcone ciemne blond włosy dodawały mu uroku małego chłopczyka, który niechcący coś zepsuł i bardzo tego żałował. Dziewczyna, którą poznał, jest naprawdę wielką szczęściarą, bo już gdy pozna go dokładniej przekona się, że był tego warty.
          - To przecież świetnie! - ucieszyłam się, ale on wciąż pozostawał przygnębiony. - Więc dlaczego jesteś smutny?
          Wziął głęboki wdech i wypuścił powoli powietrze przez nos.
          - Jest zabawna, mądra, ma tyle samo lat co ja – wymieniał po kolei, chociaż nadal nie doszukiwałam się w tym wad. - Lubimy ten sam gatunek filmowy, ona słucha Blink 182!
          - No to nie wiem w czym ty widzisz problem – przyznałam.
          - Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że ona mieszka na drugim końcu świata!
          Zapadła między nami długa cisza, w czasie której zastanawiałam się, co mogę mu w tej sytuacji powiedzieć. Cóż, wiele nie wymyśliłam, bo nigdy nie znalazłam się w tej sytuacji i nie wiedziałam, jak to jest, no może oprócz tego, ze ciężko się spotkać. No właśnie...
          - Zaraz, zaraz. To jak ty ją poznałeś?
          - Noo... Ale nie będziesz się śmiać? - upewnił się.
          - Nie, nie będę – westchnęłam.
          Zerknął w stronę drzwi, zapewne sprawdzając czy są szczelnie zamknięte i powiedział.
          - No przez internet.
          Poprawił okulary, które zsunęły się na czubek nosa. Oczy za szkłami wydawały się jeszcze większe niż wcześniej. W tamtym momencie nie wiedziałam już kompletnie, co powiedzieć.
          - Wiesz, przykro mi, ale nigdy nie starałam się poznać kogokolwiek w ten sposób, więc nie wiem, jak mogę ci pomóc – odrzekłam w końcu.
          - Przecież ty wszystko możesz! Ali, proszę – zaczynał się załamywać.
          I tak właśnie kolejny raz uległam temu chłopakowi z niewiadomego powodu.
          - Zależy ci na niej, co? - zagaiłam.
          Uśmiechnął się półgębkiem i przytaknął nieśmiało.

***

          Listopad minął zaskakująco szybko. Po moim niefortunnym wypadku wyszłam ze szpitala po dwóch dniach, ale jeszcze przez długi czas chłopcy skakali koło mnie i ciągle pytali czy dobrze się czuję lub czy czegoś nie potrzebuję. Kto by pomyślał, że potrafią być aż tacy opiekuńczy. Wciąż też zastanawiałam się nad dziewczyną, którą poznał Ashton i co mogę w związku z tym poradzić. Jednak na razie nie przychodziło mi do głowy nic sensownego, czym chciałabym się z nim podzielić. Głównie były to myśli typu „daruj sobie” albo „jest dużo świetnych dziewczyn w Australii, na pewno jakąś tu znajdziesz”, ale od razu wymiatałam je ze swojego umysłu, bo wiedziałam, że chłopak nawet nie wyobraża sobie takiej opcji. Zatem ciągle wracałam do punktu wyjścia, a grudniowe przygotowania do świąt nie pomagały w myśleniu na ten temat.
          W drugim tygodniu ostatniego miesiąca roku z nieba lał się żar, a mały wiatraczek w rogu pokoju niewiele pomagał. Luke pognał z samego rana do studia, a ja leżałam na sofie w salonie w króciutkich spodenkach i topie, chociaż nawet tak skromny strój nie sprawiał, że było mi chłodniej. Za dwa dni miałam lecieć do Europy na święta u mojej mamy, lecz jeszcze nie byłam, ani nawet nie planowałam się pakować. Wiedziałam, że musiałam przemyśleć, co zabrać, czy dużo i jakie rzeczy załadować do dużej walizki, a jakie do mniejszej i czy w ogóle się zmieszczę. Na obecną chwilę nie miałam nawet ochoty o tym myśleć. Jedyne co się teraz liczyło, to powrót do temperatury, w której będę mogła normalnie funkcjonować. Jakim cudem Luke wypuścił mnie na bieganie i ćwiczenia na taki gorąc? Widocznie to on był zbyt zabiegany.
          Gdy już w miarę ochłonęłam, przeniosłam się wraz z wiatrakiem do kuchni i wyciągnęłam z szafy sokowirówkę. Kilkanaście minut później siedziałam przy stole z drugą szklanką soku owocowego i przesuwałam palcem po ekranie telefonu, przeglądając portale społecznościowe. W pewnym momencie jedną ze stron przesłoniło mi zdjęcie mojej mamy i jej numer. W myślach przeliczyłam, która godzina jest w Wielkiej Brytanii i stwierdziłam, że kobieta po raz kolejny przesadziła.
          - Mamo, zdajesz sobie sprawę, która jest u ciebie godzina? - zapytałam. - Nie powinnaś przypadkiem spać?
          - Cześć córciu, jak miło cię słyszeć – powiedziała przesłodzonym głosem, na co wywróciłam oczami. - Nie mogłam zasnąć, więc pomyślałam, że do ciebie zadzwonię – dodała ciszej. - Co tam u ciebie? Spakowana?
          - U mnie jest bardzo ciepło, może nawet za ciepło – westchnęłam. - Nie pakowałam się jeszcze, mamo, nie mam siły na nic.
          - Ale jak to? - zasmuciła się. - Sprężaj się, bo my tu z Gracie się ciebie doczekać nie możemy.
          - Mamo? - zaniepokoiłam się, bo po jej tonie mogłam poznać, że zdecydowanie jest coś nie tak. W końcu znałam ją całe życie. - Co się dzieje?
          Kobieta westchnęła ciężko i odchrząknęła.
          - Nic, skarbie – zbyła mnie. - Idę spać, bo jutro trzeba przygotować wszystko na twój przyjazd! Dobranoc.
          - Ale przecież nie mogłaś zasnąć – zwróciłam jej uwagę, ale po drugiej stronie nikt nie odpowiadał. - Halo? Mamo?
          Zerknęłam na ekran, na którym widniał napis „Połączenie zakończone”. Zdaje się, że dzień dzisiejszy nie będzie taki radosny.

***

          Następnego dnia około godziny osiemnastej Luke zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe i przetoczył się do salonu, po czym padł na kanapę. Siedziałam na dywanie w tym samym pomieszczeniu, próbując setny raz dodzwonić się do swojej rodzicielki, niestety wciąż z marnym skutkiem. Chłopak zerknął na mnie, kiedy odrzuciłam telefon, który potoczył się po podłodze przez chwilę.
          - Co się stało? - zapytał zmęczonym głosem.
          - Od wczoraj nie mogę się dodzwonić do mamy – westchnęłam. - A kiedy z nią ostatni raz rozmawiałam, jakoś dziwnie się zachowywała. Martwię się.
          - A dzwoniłaś do Grace? Może ona coś wie.
          - Tak, powiedziała, że dzisiaj do niej zajrzy – odparłam.
          Patrzyliśmy przez chwilę na siebie, ale zaraz potem podniosłam się szybko i pobiegłam do sypialni. Wyciągnęłam z szafy dwie walizki i zaczęłam do nich pakować wszystkie potrzebne rzeczy. Nie starałam się składać ich zbyt dokładnie – niektórych w ogóle nie składałam -, by jak najszybciej zapełnić obie torby.
          Luke pojawił się w drzwiach, uchylając je, by móc mnie swobodnie widzieć. Gdy na niego spojrzałam, miał ściągnięte brwi, lecz trochę nieobecny wyraz twarzy. Zignorowałam go i dopięłam pierwszą walizkę, po czym zaczęłam zapełniać drugą. Wstałam, chcąc pójść do łazienki po kosmetyki, ale w połowie drogi do wyjścia z pokoju chłopak złapał mnie za nadgarstki i pociągnął za sobą. Usadził mnie na łóżku i usiadł naprzeciwko mnie.
          - Spójrz na mnie, Alison – powiedział stanowczo.
          Nie chciałam go posłuchać; w głębi mnie wciąż buzowała adrenalina i strach przed najgorszym. W końcu jednak zacisnęłam dłonie w pięści i spełniłam jego prośbę. Jasnoniebieskie oczy, choć zmęczone, były tak samo piękne, jak zwykle. Lekki błysk odbijającego się światła w ich kącikach i rozszerzone źrenice dorównywały urokiem barwie tęczówek. Szereg gęstych czarnych rzęs oplatał je z każdej strony. Gdyby chłopak nie zaczął mówić, pewnie dalej wymieniałabym szczegóły jego twarzy.
          - Posłuchaj mnie – szepnął delikatniej. - Uspokój się, zaraz wszystko się wyjaśni. Będzie dobrze.
          - Skąd możesz wiedzieć, że coś się nie stało? - prychnęłam.
          - Nie mogę – chwycił mnie za obie dłonie. - Ale co innego mogę w tej sytuacji powiedzieć?
          Jego ton przez cały czas był opanowany, jakby ćwiczył to przez lata. Może było to też spowodowane męczącym dniem w pracy albo po prostu nie chciał mnie jeszcze bardziej denerwować. Nie wiem. Wiem, że rzeczywiście uspokoiłam się, chociaż przed chwilą miałam ochotę go uderzyć za tej błahy tekst, który w większości przypadków nic nie znaczy. W tym przypadku jednak znaczył, bo wiedziałam, że Luke nie chciał, bym była smutna. Nie mógł wiedzieć, co się stało i dlaczego moja mama nie odbiera ode mnie telefonów, ale wiedział, że jeśli będę się o nią martwić i zacznę panikować, to nic dobrego z tego nie wyniknie.
          - Chodź ze mną do salonu, obejrzymy jakiś film – wstał i pociągnął mnie za sobą. - W końcu jutro mają mi cię zabrać.
          Pokręciłam głową i dałam się pocałować, lecz nie na długo, bo Blondyn zaczął mnie ciągnąć z powrotem do pokoju dziennego. Zatrzymał się na środku, wciąż trzymając mnie za ręce.
          - Ali, obiecasz mi, że gdy wrócisz, nie będziesz się na mnie wściekać? - spytał.
          - Dlaczego miałabym się na ciebie wściekać? - zdziwiłam się.
          Uśmiechnął się i spuścił głowę. Uścisnął mocniej moje dłonie, a ja wypuściłam jedną z nich i dotknęłam jego policzka. Podniósł na mnie swój wzrok, więc mogłam odwzajemnić jego uśmiech. Opadłam na posłanie i przesunęłam poduszki bliżej siebie.
          Kiedy rozsiadłam się koło niego na kanapie, zadzwonił mój telefon. A konkretnie krzycząca Grace.
          - Alison!


Rozdziały będą dodawane w nierównych odstępach czasu. Jeśli macie jakieś pytania do mnie, śmiało piszcie na twitterze tu albo na asku tutaj (nie jestem zbyt często na asku, więc jeśli chcecie pilnej odpowiedzi to łatwiej znaleźć mnie na tt).
Przypominam, że spam, pozostawiony gdzie indziej niż w wyznaczonej zakładce, będzie usuwany.

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział dwunasty


  Rozejrzałam się kilkakrotnie we wszystkie możliwe strony, ciągle obracałam się wokół własnej osi, a dookoła wciąż widziałam tylko intensywnie zieloną trawę oraz tylne ściany wysokich miejskich budynków. Między tymi dwoma obszarami znajdował się szeroki na kilka metrów pas ziemi, na którym stałam. Nie było widać końca żadnego z trzech różnych fragmentów. Zaczęłam się zastanawiać, jak długo musiałabym iść, żeby dotrzeć do końca tego dziwnego miejsca i dlaczego tuż za murami miasta istnieje dzikie pole, o którym nikt mi wcześniej nie powiedział.
  Przez bezradność jaką odczuwałam miałam ochotę płakać. Uspokajając drżący oddech, zaczęłam krzyczeć pierwsze słowa, które przyszły mi do głowy.
  - Luke, wracaj tu, proszę! Gdzie jesteś?! Nie chcę zostawać sama! - nie byłam pewna, jak głośno krzyczałam, bo ciągle starałam się to robić głośniej, ale w pewnym momencie mój głos stał się niewyobrażalnie wysoki. - Nie lubię, jak tak robisz, dobra?! - zrobiłam kilka kroków w stronę wysokich źdźbeł trawy i zaczęłam rwać je po kolei, odrzucając ich części za siebie. - Powiedz coś, jeśli mnie słyszysz! - to było ostatnie, co powiedziałam, gdyż wiedziałam, że jeśli wydobędę z siebie choćby jeden dźwięk, zacznę płakać, a to było ostatnie czego chciałam.
  - Nie bój się, idź przed siebie! - usłyszałam, gdzieś daleko głos Blondyna i na moje usta wpełzł powoli uśmiech ulgi.
  Nie byłam pewna co do drugiego polecenia, ale jeśli tym sposobem miałam się znaleźć bliżej niego i dalej od strachu, iż zostałam porzucona na skraju dziczy, uległam od razu. Odgarnęłam na boki źdźbła i powoli wkroczyłam na ścieżkę, która była najbardziej klaustrofobicznym miejscem w jakim kiedykolwiek byłam. Patrząc cały czas pod nogi, przemierzałam drogę o niewiadomej długości i z każdym kolejnym krokiem byłam coraz bardziej zniecierpliwiona.
  Jednak chwilę później otworzyłam szerzej oczy, ponieważ znalazłam się na wolnej przestrzeni, a moje dłonie nie napotykały na swojej drodze żadnego oporu. Stałam w kręgu krótko ściętej trawy, pośrodku którego stał mały okrągły stoliczek przykryty białym obrusem powiewającym na lekkim wietrze i dwa krzesła. Stół był zastawiony jak w profesjonalnie urządzonej restauracji, łącznie z chłodzącym się szampanem. Obok tego wszystkiego stał Luke z rękami za plecami, przygryzając wargę, gdyż zapewne liczył na moją opinię.

***

  W tym samym czasie na drugiej półkuli, dziesięć tysięcy mil na północny-zachód od Sydney w swoim małym pokoiku na piętrze siedziała brunetka, wlepiając swoje błękitne oczy w ekran komputera. Naciskała szybko literki na klawiaturze, a przy każdej uzyskanej od swojego rozmówcy odpowiedzi uśmiechała się coraz bardziej i wcale nie starała się tego powstrzymać.
  Właśnie wybuchnęła śmiechem, choć przeczytany żart nie był aż na tyle śmieszny. Uśmiech utknął na jej twarzy, lecz kiedy opierała się na rękach wciąż wpatrując się w ostatnie napisane przez niego słowa, nie miała pomysłu, co może mu jeszcze o sobie opowiedzieć. Jedyną istotną rzeczą, która dotychczas została ich wzajemną niewiadomą, były ich imiona. Grace podrapała się po policzku, myśląc jakby zaproponować chłopakowi przedstawienie się, choć mogłoby się to wydawać proste. Z łatwością mówiła mu o sobie i czytała o jego charakterze, lecz nie potrafiła wyjawić mu tej najprostszej rzeczy. Odetchnęła głęboko, przesuwając palcami po klawiaturze. Napisała wiadomość i po kilkukrotnym jej przeczytaniu wysłała ją.

     „Mogłabym wiedzieć jak masz na imię?”

  Czekała z bijącym sercem i z każdą sekundą była coraz bardziej zniecierpliwiona. Czuła, że zaczęła się narzucać i wystraszyła swojego rozmówcę. Zaczęła stukać w blat biurka, gdy na ekranie pojawiły się trzy migające kropki, oznaczające pisaną przez chłopaka odpowiedź. Chwilę później kropki zniknęły, a na ich miejscu pojawiła się odpowiedź.

     „Jasne”

  Grace wpatrywała się w to słowo z dziwnym wyrazem twarzy. Tak, Gracie, on się z ciebie nabija. Nie dała jednak za wygraną i szybko wklepała poprawione pytanie.

     "To jak masz na imię?"

  Tym razem rozmówca nie odpowiadał znacznie dłużej i Gracie zaczynała się niecierpliwić. Po kilku minutach ciszy wstała, po czym przeszła pokój wzdłuż i wszerz kilkanaście razy. Zatrzymała się nagle na wprost biurka i kiedy już chciała zamknąć laptop, rozbrzmiał dźwięk, na który czekała. Opadła na krzesło, które zaskrzypiało krótko na ten nagły ciężar, i przeczytała na głos imię chłopaka. Za drugim razem, gdy je wypowiedziała, zakryła usta dłonią, gdyż kojarzyło jej się ono tylko z jedną osobą. Wydało jej się to jednak absurdalne, lecz zerknęła jeszcze raz na ekran, upewniając się, czy aby na pewno dobrze przeczytała. W końcu znała tylko jedną osobę o tym imieniu.

     "Ashton"

***

  - Wow.
  Tylko tyle udało mi się wydusić, patrząc na to wszystko. Luke podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i zaprowadził do stolika. Odsunął  krzesło, bym mogła usiąść i gdy już to zrobiłam, udał się na swoje miejsce naprzeciwko mnie. Uśmiechnął się do mnie i nalał do dwóch wysokich kieliszków bursztynowo-złotego trunku. Podniósł swój, a po chwili ja uczyniłam to samo i stuknęliśmy nimi delikatnie o siebie. Upiłam bardzo skromny łyk i odstawiłam kieliszek na stół obok talerza spaghetti.
  - Smacznego – powiedział Blondyn i zabrał się do jedzenia.
  Obserwowałam go przez jakiś czas, ale kiedy zauważył, że mu się przyglądam, spuściłam głowę i sama zaczęłam jeść.
  Po mniej więcej dwudziestu minutach wypijałam trzeci kieliszek szampana, śmiejąc się razem z chłopakiem ze wszystkiego, o czym mówiliśmy. Nie byłam pijana. Byłam szczęśliwa.
  - I naprawdę naszykowałeś to wszystko sam? - zdziwiłam się.
  - Niezupełnie, ale większość tak – odpowiedział.
  W tym najmniej oczekiwanym momencie zadzwonił mój telefon. Na ekranie wyświetlało się zdjęcie i numer Ashtona.
  - Hej Ash, coś się stało? - przeszłam od razu do rzeczy, gdyż chciałam jeszcze długo rozmawiać z Lukiem o wszystkim i o niczym i nie chciałam tego przerywać.
  - Przepraszam, że wam przeszkadzam w romantycznej kolacji - pewnie cała Australia już wie, że jesteśmy na kolacji - ale pilnie potrzebuję twojej pomocy, Ali - drugą część zdania wypowiedział absolutnie poważnie, przez co przestraszyłam się nie na żarty.
  - Ashton, co się dzieje? - wstałam z krzesła, a Luke patrzył na mnie ze skupieniem.
  - Nic mi nie jest, tylko muszę ci coś natychmiast powiedzieć. To nie może czekać.
  Oparłam się jedną ręką o stół, wypuszczając powoli powietrze.
  - Nie strasz mnie - zganiłam go. - A co to takiego się stało, że chcesz mnie prosić o radę, co? - zainteresowałam się.
  Potem kilka rzeczy zdarzyło się w jednej chwili. Machnęłam ręką, przewracając kieliszek z szampanem, a zrobiłam to tak mocno, że prawie straciłam równowagę. Nie chcąc do tego dopuścić, podparłam się stołu, lecz nie było czasu na wybranie miejsca bez odłamków szkła. Później poczułam ostry ból w dłoni i zobaczyłam wpływającą spod niej krew. Ostatnie, co pamiętam to osuwanie się na ziemię i jednoczesny krzyk Luke'a i Ashtona w różnych tonacjach:
  - Alison!

***

  Jeszcze nigdy nie bolała mnie tak głowa. Ba, ona była rozrywana od środka i czułam, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię, jej szwy nie wytrzymają. Chciałam krzyknąć, żeby dali mi jakąś tabletkę, ale nie miałam siły, żeby wydusić choćby jedno słowo. Postanowiłam spróbować otworzyć oczy i zobaczyć czy przynajmniej to będę w stanie zrobić. Spodziewałam się jasnego światła, kłującego mnie do głębi, lecz zamiast tego, powoli rozchylając powieki, napotkałam delikatne światełko z końca pokoju. Zamrugałam kilka razy, starając się wyostrzyć sobie obraz. Pomieszczenie przypominało mi dawny pokój Luke'a, gdy jeszcze mieszkał z chłopakami, ale nim nie było. Chociaż, teraz wszystko przypominało mi wszystko.
  Na mojej twarzy pojawił się leniwy uśmiech, kiedy zobaczyłam blondyna, który przypatrywał mi się uważnie, podpierając głowę na ręce. Odwzajemnił uśmiech delikatnie, a wierzchem wolnej dłoni przejechał po moim policzku. Ledwo zauważalnie pokręcił głową.
  - Co ja się z tobą mam, mała.
  Patrzył na mnie i założę się, że patrzyłby tak jeszcze długo, gdybym się nie odezwała.
  - Gdzie jestem? Co się stało?
  Odsunął się ode mnie, by rozsiąść się na plastikowym, niebieskim krześle.
  - Jesteśmy w szpitalu - wyjaśnił. - Skaleczyłaś się w rękę i zemdlałaś.
  Tylko tego mi brakowało. Podniosłam ręce i zakryłam nimi twarz.
  - No, to już wiesz jak reaguję na krew. Nawet swoją.
  Luke wytłumaczył mi dokładnie, co się później wydarzyło i ile tu leżałam. Za oknami było kompletnie ciemno i z tego co mówił chłopak, było grubo po północy. Powiedział, że siedział przy moim łóżku cały czas, czekając aż się obudzę. Ashton był tutaj, ale gdy zaczęło się ściemniać musiał wrócić do domu. Blondyn próbował dowiedzieć się od niego, co chciał mi powiedzieć, ale skończyło się na stanowczym spojrzeniu i stwierdzeniu, że „to poufne”.
  - Powiedział, że wpadnie jutro rano i ci wszystko wytłumaczy – uspokoił mnie. - A teraz prześpij się trochę. Jesteś zmęczona.
  Przewróciłam oczami, choć wiedziałam, że miał w tym momencie rację.
  - A ty?
  Przejechał palcem po moim policzku i westchnął.
  - Zostanę tutaj, jeśli chcesz – powiedział.
  Uśmiechnęłam się do niego i miałam nadzieję, że odczyta to jako tak, bo na więcej nie miałam już dzisiaj siły.

Nawet nie mam się czym usprawiedliwiać. Po prostu brak mi mobilizacji do pracy. Jedyne na co mam nadzieję to to, że jest jeszcze ktoś, kto chce czytać dalej to fanfiction.
Pomijając moje rozżalanie się, jestem bardzo wdzięczna za wszystkie miłe komentarze, które piszecie. Nawet nie wiecie, jak kilka małych słów może sprawić komuś tyle radości. Jesteście kochane, dziękuję x

Jeśli chcecie zostawić na moim blogu reklamę swojego opowiadania, zapraszam do zakładki "SPAM".

piątek, 27 czerwca 2014

KONKURS - PRZECZYTAJCIE, PROSZĘ


Cześć Wam. To jeszcze nie rozdział i jestem bardzo zła na siebie przez to, że się tak rozleniwiłam. Jednak ostatni miesiąc pełen był poprawek ze wszystkich przedmiotów i starań o lepszą ocenę, więc liczę na wyrozumiałość. Poza tym było warto, hah ;)
A teraz do rzeczy. Uczestniczę w "Konkursie na najlepszy blog Spisu Opowieści" i od tego czy przejdę do następnego etapu zależą Wasze głosy, które możecie zostawiać w ankiecie. Oto ona:


Liczę, że pomożecie mi i będziecie oddawać na mnie swoje głosy. Każdy może głosować dowolną ilość razy. Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, PROSZĘ, bardzo proszę GŁOSUJCIE, jeśli lubicie moje opowiadanie. Ankieta zostaje zamknięta 7 lipca, więc jest dużo czasu na to, żeby zagłosować.
Biorę udział w takim konkursie po raz pierwszy i nie wiem, jak mam Was jeszcze namawiać, abyście mi pomogli. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie :)

Btw, co do nowego rozdziału. Nie chcę wykrakać, ale postaram się dodać go za kilka dni. P o s t a r a m   s i ę. Trzymajcie kciuki, żeby się udało x

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział jedenasty


  - Koszule powieś na wieszaku w szafie! - krzyknęłam z kuchni do krzątającego się między sypialnią a łazienką Luke'a. - Przepraszam, mamo, nie wiedziałam, że on jest aż tak niesamodzielny - zaśmiałam się do słuchawki, na co kobieta zareagowała tak samo.
  - Czyli co, przywozisz go do nas na święta? - spytała, ciesząc się, że będzie mogła gościć w swoim domu.
  Jednak ja nie miałam dla niej tak dobrych wieści, a za wszelką cenę nie chciałam psuć jej świetnego humoru. Wiedziałam, że będzie jej przykro, ale niestety nic nie mogłam na to poradzić.
  - Mamuś, Luke zapewne nie przyjedzie ze mną, bo ma w tym terminie ostatni koncert i później prawie codziennie siedzi z chłopakami w studiu - starałam się go usprawiedliwić, układając szczere argumenty tak, by mówiły same za siebie.
  - Przepraszam, pani McClaine! - stłumiony głos Blondyna dotarł z pokoju, który od dziś miałam z nim dzielić.
  - Luke cię przeprasza, mamo - przekazałam rodzicielce wiadomość.
  - No trudno, ale powiedz mu, że jak cię nie będzie ma do ciebie albo do mnie chociaż dzwonić! - zadecydowała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
  Chłopak wpadł do kuchni i zaczął się rozglądać. Złapał pierwsze z brzegu jabłko i wyszedł z pomieszczenia, uprzednio całując mnie delikatnie w policzek.
  - Nie martw się, mamuś, on i bez mojego nakazu będzie dzwonił co pięć minut.
  Zanim zakończyłam połączenie, rozmawiałyśmy jeszcze trochę, obgadując szczegóły mojego przyjazdu i tego, co zamierzamy tam robić, choć wszystko było zaplanowane już kilka miesięcy temu. Upewniłyśmy się, że u obu z nas jest w porządku i dopiero wtedy mogłam się rozłączyć. Westchnęłam ciężko, kręcąc z uśmiechem głową na nadopiekuńczość własnej matki.
  Ponownie Blondyn pojawił się w wejściu do kuchni, patrząc na mnie z pocieszającym uśmiechem. Opierał się głową o ścianę, wyglądając jednocześnie na zmęczonego. W pewnej chwili odbił się od powierzchni i, powłócząc nogami, zmierzał w moim kierunku.
  - Rozpakowałem mniej więcej wszystko - powiedział i pochylił się nade mną, by pocałować mnie delikatnie w czoło.
  Gdy spoglądałam na niego, myślałam o naszym pierwszym spotkaniu i o tych następnych. O tym ile wydarzyło się w tak krótkim czasie i o nim krzątającym się po mojej kuchni, która nie jest już tylko moja, ale też i jego. Nigdy nie pomyślałabym, że przez kilka miesięcy uda mi się nadrobić całkiem spory fragment życia, który z drugiej strony wcale nie musiał zacząć się właśnie teraz.
  Odwrócił się, odgryzając kolejny kawałek jabłka i patrzył się tak dopóki nie sprowadził mnie na ziemię zdaniem:
  - Nie odbierzesz?
  Zamrugałam kilkakrotnie i zrozumiałam, że rzeczywiście dzwoni mi komórka. Te telefony będą się dzisiaj urywać do końca dnia. Kto tym razem?
  - Alison, gadałam z Claire! - oznajmiła, lecz zabrzmiało to co najmniej jak ostrzeżenie. - Co ty sobie wyobrażasz? Nie dość, że kompletnie nie wiem kogo miałaś nam przedstawić w święta, to na dodatek się okazuje, że jednak tego nie zrobisz! A wiesz co jest najgorsze? - Grace rzucała ironią na prawo i lewo, nie dając mi dojść do słowa. - Że twoja mama nie chce mi powiedzieć dlaczego! Ja też powinnam wiedzieć o takich rzeczach! Chcesz, żebym znowu się na ciebie obraziła? - ostatnie zdanie wypowiedziane było żartem i mogłam być pewna, że tym razem nie byłoby tak źle z  przekonaniem jej do mojego zdania.
  A to, że tylko moja mama wiedziała kim tak naprawdę jest Luke, było w pewnym rodzaju przyjemne. Teraz ja mogłam się poszczycić własną małą tajemnicą. Oj, gdyby ona była taka mała...
  - A co ci powiedziała? - spytałam przyjaciółki, gdy przestała w końcu mówić.
  - No tylko, że przyjeżdżasz sama, bo twój chłopak nie może, bla bla bla. Tak w ogóle „twój chłopak” brzmi nieźle, nie? - zachichotała. - „Chłopak Alison”. No nareszcie. Jestem z ciebie dumna, wiesz?
  - Nie przesadzaj, dobrze? - zaśmiałam się cicho. - Prędzej czy później się dowiesz. A tak poza tym to która jest u ciebie godzina? Pierwsza czy druga w nocy?
  - Teraz ty nie przesadzaj. Dopiero wpół do pierwszej.
  Chłopak przez cały czas patrzył się na mnie rozmyślając zapewne, o czym tym razem opowiadała moja nieobliczalna przyjaciółka z piekła rodem.

***

  Zanim zdążyłam zakończyć połączenie z Grace i wyciszyć telefon, by wreszcie mieć chwilę spokoju, Luke zdążył cztery razy wejść i wyjść z kuchni, podczas gdy ja siedziałam wciąż w tym samym miejscu, gapiąc się w okno i potakując na opowieści i pytania dziewczyny. Nie denerwowało mnie to, ani nie miałam jej tego za złe, ale byłam zmęczona ciągłym trzymaniem telefonu przy uchu, a byłam zbyt leniwa, by włączyć tryb głośnomówiący. Tak więc od razu po przeszło godzinnej rozmowie z przyjaciółką udałam się do sypialni, gdzie natychmiast, bez patrzenia na skutki, opadłam na mięciutkie łóżko. Wzięłam kilka głębokich wdechów – jeśli w ogóle można było tak je nazwać przez przylegającą do moich ust poduszkę.
  Po krótkim czasie ocknęłam się wciąż w tej samej pozycji, na tym samym wygodnym łóżku. Musiałam się zdrzemnąć, ale nie wiedziałam ile mogłam tak leżeć, choć zdawało się, że kilka minut. Obróciłam się na bok i zobaczyłam blondyna siedzącego na kręconym krześle pod oknem. Spał, a wyglądał wtedy naprawdę przekomicznie, gdyż głowa odchyliła mu się do tyłu, a usta miał szeroko otwarte. Powstrzymałam się od śmiechu i po cichu wstałam, po czym podeszłam do niego, starając się nie wywołać żadnego dźwięku, który mógłby go obudzić. Jednak w pewnej chwili wydał z siebie pojedyncze chrapnięcie i otworzył oczy, patrząc prosto na mnie. Uśmiechnęłam się niewinnie, na co nie zdążył nawet zareagować, gdyż do naszych uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi. Chłopak przygryzł wargi i podniósł się z krzesła, chwytając po drodze moją dłoń. Zapewne nie uważał, że powinien sam otwierać te drzwi. A zresztą kto pojmie Luke'a Hemmingsa...
  Zatem zmuszona byłam sama otworzyć naszym gościom, którym okazali się być Kristen i Michael z nieodzownymi białymi włosami. Ostatnio często spotykaliśmy się w mieszkaniu chłopaków albo na spacerze i prowadziliśmy długie rozmowy zazwyczaj nie prowadzące do niczego konkretnego, ale właśnie to lubiliśmy we wspólnie spędzanych popołudniach.
  - No, nareszcie na swoim, dzielne dzieciaczki – uśmiechnęła się Kristen, przechodząc obok nas, gdy przekraczała próg mieszkania.
  - Ej! - zaprotestowaliśmy jednocześnie z Luke'iem, za co tylko ja zostałam nagrodzona kuksańcem od Mike'a. - To nie fair! - dodałam, na co chłopak wzruszył ramionami.
  - Nie posiedzimy sobie za długo, bo właśnie mamy zamiar wyciągnąć Was na spacerek i nawet mi się nie ważcie odmawiać – oznajmiła dziewczyna i poczęła wyganiać nas, wymachując rękami. - No już, iść się przebierać. Na dworze jest dosyć ciepło.
  Z racji tego, że był początek listopada, co w Australii oznaczało już teoretycznie lato, byłam bardzo zadowolona, ponieważ mogłam nosić swoje ulubione szorty. Rzadko kiedy zakładałam je w Londynie, a teraz miałam do tego prawo jak najczęściej. Dlatego z radością wpadłam do sypialni od razu rzucając się na szafę z ubraniami. Wygrzebałam z jej dna te ulubione dżinsowe spodenki z poszarpanymi nogawkami i błękitną bokserkę z logo jakiejś nieznanej mi zbyt bardzo firmy. Po krótkim namyśle otworzyłam szufladę, z której zabrałam srebrne pilotki. Spojrzałam na Luke'a, który był już ubrany i naprawdę nie mogłam uwierzyć, kiedy udało mu się to zrobić.
  - Teraz nie podglądaj – powiedziałam i nie pozwoliłam mu zaprotestować, chociaż widziałam, że bardzo chciał.
  Odwrócił się plecami do mnie i w tym czasie starałam się jak najszybciej założyć na siebie wszystkie ubrania. Na koniec splotłam włosy w wysokiego kucyka i założyłam okulary.
  - I jak wyglądam? - spytałam, a chłopak, gdy tylko się odwrócił, podszedł do mnie, uśmiechnął się i złożył na moich ustach krótki pocałunek.
  - Jest ślicznie – przyznał.
  - Pewnie dlatego, że są takie krótkie – podpuściłam go, wspominając o spodenkach.
  Odwróciłam się i już miałam wychodzić, gdy poczułam ramiona chłopaka oplatające się w mojej talii, a potem przysunął on usta do mojej szyi.
  - Zawsze wyglądasz pięknie – powiedział. - Zabraniam ci myśleć inaczej.
  Pocałował mnie w policzek i złapał moją dłoń, po czym dołączyliśmy do pary czekającej w korytarzu.

***

  - Nogi mi już odpadają – żaliłam się któryś raz z kolei po półtoragodzinnym włóczeniu się po mieście. Na domiar tego wszystkiego nie miałam kompletnie pojęcia gdzie idę, ponieważ dzisiejszymi przewodnikami byli Kristen i Michael.
  - Nie narzekaj, to już niedaleko – powiedziała dziewczyna, poprawiając okulary na swoim nosie.
  - No jasne – odparłam, choć nie wierzyłam jej w najmniejszym stopniu.
  Budynki, które mijaliśmy zaczęły wydawać mi się znajome. Lecz ostatnio, gdy je widziałam, słońce już zaszło za horyzont i nie chciało mi się nawet czytać napisów na szyldach. W końcu para przed nami zatrzymała się i zwróciła w naszą stronę.
  - Tu chyba kończy się nasz udział – powiedział Michael, obejmując Kristen w talii. - Miłego wieczoru życzę.
  - I ja również! - krzyknęła dziewczyna na odchodne, a ja wreszcie mogłam przyjrzeć się okolicy.
  Przed restauracją nadal stały okrągłe stoliki, a przy nich ludzie popijali kawę lub zadowalali się kolacją bądź jakimś ciastem. Rozmawiali, śmiali się, a ci, którzy siedzieli samotnie zajęci byli czytaniem gazety lub przeglądaniem czegoś na swoich telefonach. W oknach wisiały te same bordowe zasłony, a na drzwiach tabliczka z godzinami otwarcia i zamknięcia lokalu. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wieczoru spędzonego z Lukiem pod gwiaździstym niebem właśnie w tym miejscu.
  - Znów masz zamiar zaciągnąć mnie na dach? - spytałam chłopaka, patrząc w jego oczy, w których zagościł znajomy błysk.
  - To może poczekać – puścił mi oczko i nagle zaczął biec w stronę, w którą udali się Mike ze swoją dziewczyną.
  - Możesz mi kiedykolwiek coś powiedzieć zanim zaczniesz uciekać? - zapytałam z trudem przez uderzające w moją twarz ciepłe powietrze.
  On tylko się zaśmiał i zaraz skręcił w jakiś zaułek między budynkami. Docierało tu mniej światła niż gdzie indziej ponieważ był to tylko niewielki odstęp, ścieżka, którą ludzie chodzą na skróty do swoich domów, by nie zawracać sobie głowy pokonywaniem kilometrów. Jednak Luke miał w tym swoją intencję i wiedziałam to, ponieważ zdążyłam się nauczyć, że każdy element jego planu jest szczegółowo dopracowany i ma swoje znaczenie. Tym fragmentem prawdopodobnie chciał mnie zniechęcić i wystraszyć.
  Chwilę potem wybiegliśmy na otwarty teren. Wokół była tylko wysoka trawa, której nigdy nie przeszłabym sama. Nawet z kimś bym jej nie przeszła. Była po prostu zbyt wysoka. Gdy chłopak podszedł bliżej granicy tego okropnego gąszczu stwierdziłam, że spokojnie zmieszczę się pod nim, a końcówki kłosów będą wystawać ponad moją głowę. Mówiłam tak, gdyż wiedziałam, że tam wejdziemy. Byłam na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna. W sumie nie od dzisiaj znam tego szalonego blondyna.
  Tak jak przewidywałam chłopak wszedł pomiędzy trawę, lecz puścił moją rękę i zaraz straciłam go z oczu. I właśnie w tym momencie ogarnął mnie strach. On nie mógł tak po prostu tam pójść i nic nie powiedzieć. Wracaj Luke, proszę, wracaj. Boże, co ja zrobiłam? Dlaczego tyle myślę? Było nie myśleć, tylko działać.
  O co chodzi, Luke?


Witam, cześć i czołem. Chciałam tylko oświadczyć, iż nie musicie się niepokoić o zakończenie tego rozdziału, gdyż dalszy ciąg pojawi się w rozdziale następnym. Więcej ode mnie dowiecie się przy następnej okazji, bo mam kilka spraw do obgadania. Do napisania xx

sobota, 3 maja 2014

Kolejne Liebster Awards

Jest mi ponownie niezmiernie miło przyjąć nominację do Liebster Blogger Award. Tym razem muszę podziękować bloggerce o pseudonimie suenesica z bloga www.lovewithgingerhair.blogspot.com
Jednakże po raz kolejny będę musiała przeprosić za naciągnięcie regulaminu rozdawania nagród i zdołam tylko odpowiedzieć na pytania.

1. Czy pojawiła się w Twoim życiu pewna osoba, która przekonała Cię do założenia bloga?
Nie. Gdy zakładałam pierwszego bloga, to ja nakłaniałam przyjaciółkę, by weszła w to razem ze mną.
2. Co chcesz osiągnąć poprzez pisanie bloga?
Doświadczenie i styl pisania.
3. Czy wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
Być może, ale na pewno nie będzie miało ono charakteru pierwszoplanowego.
4. Jaka istniejąca już książka jest najbliższa Twojej aktualnej twórczości?
Staram się nie porównywać swojej twórczości do twórczości wybitnych pisarzy i w ogóle pisarzy.
5. Czy osoby z Twojego towarzystwa doceniają Twoją pasję, czy też nie mają o niej pojęcia?
Chyba raczej doceniają :)
6. Lubisz czytać fanfiction z innych blogów? 
Czytam tylko dwa fanfiction i oba lubię jednakowo.
7. Czy jest jakiś film lub książka, które w szczególny sposób zainspirowały Cię do prowadzenia bloga?
Nie.
8. Czy spodziewasz się rosnącej liczby czytelników?
Emm, staram się zachęcać innych do czytania tego, co udaje mi się wyskrobać i liczba czytelników zależy też po części od stopnia mojego lenistwa :)
9. Kawa czy herbata?
Zdecydowanie kawa.
10. Piszesz przy muzyce czy też w całkowitej ciszy? Jeśli przy muzyce - przy jakiej?
Najczęściej piszę w ciszy.
11. Czy bierzesz do siebie sugestie czytelników dotyczące tego co piszesz?
Wolę pisać od początku do końca po swojemu.

Tym sposobem zapełniłam kawałek nudnego wieczoru i dowiedziałam się kolejnych kilku rzeczy o sobie. Dziękuję za pytania.

Co do rozdziału 11 - nie pytajcie, kiedy się pojawi. Nie lubię odpowiadać, bo wtedy zapeszam, a później Was zaniedbuję i zaniedbuję ten blog. Czekajcie cierpliwie, a może i mnie uda się znaleźć trochę motywacji. Trzymajcie się x

piątek, 2 maja 2014

Rozdział dziesiąty


*Wyślij*

  Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu i zablokowałam go. Potem przeniosłam swój wzrok na Luke'a, którego również obdarzyłam uśmiechem. Po jego twarzy błąkał się podstęp ustępujący uczuciu, z którym nikt nigdy na mnie nie patrzył. Była to troska połączona z tą nieznajomą emocją, która rozczulała serce. Miło było pomyśleć, że człowiek, którego znasz tak krótko może żywić do ciebie uczucia, których nie doświadczyłaś przez całe swoje osiemnastoletnie życie.
  Szliśmy ciemną ulicą w stronę przystanku autobusowego, niecierpliwiąc się na reakcję Grace na to, co otrzymała. Chłopak mocniej splótł nasze palce, wciąż wpatrując się w mój profil. Ja natomiast co chwila zerkałam w stronę swojej komórki, jakby patrzenie na nią miało przyspieszyć dostanie odpowiedzi. W pewnej chwili usłyszeliśmy znajomy dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie zdążyłam jej nawet odczytać, gdyż ekran zajęło śmieszne zdjęcie Gracie i dwa przyciski, którymi można potwierdzić lub odrzucić połączenie. Próbując się nie śmiać, odebrałam, a po drugiej stronie słuchawki od razu usłyszałam wściekły głos dziewczyny.
  - Alison, czy ty masz mnie za idiotkę? Chciałam zdjęcie twojego chłopaka, a nie Luke'a z 5SOS! Myślałaś, że jak wyślesz mi jego zdjęcie to przestanę się na ciebie obrażać?! - trochę się w tym momencie przestraszyłam. Nie chciałam, żeby Grace nadal była na mnie zła za taką głupotę. Poza tym spełniłam jej życzenie, a ona zwyczajnie nie chciała mi uwierzyć, że poznałam chłopaka z jej ulubionego zespołu. Doszłam do wniosku, że choćby nie wiem co będę ją utwierdzać w tym, że ma rację, a prawdę pozna dopiero wtedy, gdy pozna go osobiście. Nigdy nie byłaś taka podstępna, Alison. - Otóż przestanę. Poprawiłaś mi humor, dzięki, kochana – oznajmiła, natychmiastowo zmieniając ton głosu na zadowolony.
  Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia, że jedno głupie zdjęcie może załatwić wszystko. Wpatrywałam się w chłopaka stojącego obok mnie z wytrzeszczonymi oczami, ale gdy zobaczyłam, że nie wie jak się zachować, natychmiast spuściłam wzrok. Kurde. Pokręciłam głową i poczułam, że coś ciągnie mnie za rękę. Zaraz potem uderzyłam w Luke'a, który zapewne sam chciał, by tak to się skończyło. Automatycznie zaasekurowałam się, kładąc dłoń na jego torsie, lecz gdy powoli podnosiłam wzrok, ona uparcie tam pozostawała. Nawet jeśli nie powinna. Jego dłoń natomiast spoczęła na moich plecach.
  - Jesteś z siebie zadowolona, Ali? - spytała w tym momencie Grace.
  Lecz Luke chwycił komórkę do drugiej dłoni, która nie była zajęta przytrzymywaniem mnie. Nacisnął na czerwoną ikonkę na ekranie, wciąż wpatrując się w moje oczy. W najbardziej nieodpowiednim momencie, bo gdy chciałam zacząć mówić, on zamknął moje usta pocałunkiem. Nie trwało to długo, gdyż od razu po tym, jak zdążyłam zmrużyć oczy oderwał się ode mnie. Spojrzał na mnie niepewnie, a wyglądał, jakby bał się mojej reakcji. W sumie nie dziwiłam mu się – nagle porwał się, żeby pocałować swoją przyjaciółkę. Zrobiło mi się go strasznie szkoda, zwłaszcza przed wzgląd na to jaki był teraz zaniepokojony. Nie mogłam znieść widoku Luke'a w takim humorze, więc nie zastanawiając się dłużej, przycisnęłam swoje usta do jego rozdygotanych warg. Uśmiechnęłam się, czując, że uspokoiła go moja nagła śmiałość. Nie wiem kiedy się to dokładnie zaczęło, ale stopniowo rozpierała mnie taka radość, że miałam ochotę krzyczeć. Przeszkodą było to, że całowałam się z jedynym chłopakiem, którego mogłam nazwać moim prawdziwym przyjacielem.
  Gdy wreszcie nie mogłam złapać oddechu, oderwałam się powoli od mojego przyjaciela, opadając na całe stopy. Nie pamiętałam nawet momentu, w którym stawałam na palcach, by dosięgnąć do tych słodkich ust, które było mi dane przed chwilą pożegnać. Miałam jednak nadzieję, że nie na długo. Patrzyłam na jego palce, które delikatnie muskały mój nadgarstek i powoli przestawałam rozumieć cokolwiek z zaistniałej sytuacji. Gdzie ja jestem? Która jest godzina? Czemu tu jest tak ciemno? Czy naprawdę przed chwilą stało się to, co myślę?! Wszystkie te pytania oraz wiele innych zadawałam sobie w myślach, aby wrócić do rzeczywistości, lecz nie potrafiłam. Całe to zajście było zbyt piękne, żeby mogło wydarzyć się naprawdę.
  - ALISON, DO CHOLERY JASNEJ!
  Niemal podskoczyłam słysząc ten krzyk, jednak był on dziwnie przyciszony. Przed moimi oczami pojawiła się moja komórka na dłoni Blondyna. I wszystko jasne. Złapałam telefon i przyłożyłam go sobie do ucha.
  - Gracie, przepraszam cię, nie chcę się już z tobą więcej kłócić. Nawet o takie głupoty, okej? Wybaczysz mi? - spytałam szczerze.
  - No tak, tak. Już dawno to zrobiłam – odparła, a wielki kamień leżący na moim sercu zsunął się w otchłań, której nigdy nie miałam zamiaru oglądać. - Ale nie myśl sobie, że ci odpuszczę, o nie! - dodała, jednak tym razem żartem.
  Rozłączyłam się z uśmiechem na ustach i schowałam telefon do kieszeni kurtki. Moje spojrzenie ponownie padło na błękitne oczy Blondyna, ale tym razem nie potrafiłam go utrzymać dłużej niż chwilę. Oboje zaczęliśmy się śmiać, a powód tego napadu radości był obojgu nam nieznany. Może po prostu lubimy to samo?

***

  Kiedy zaczęłam się rozbudzać, uderzył we mnie silny zapach kawy, a jasne światło w pokoju oraz dziwny dotyk pościeli sprawił, że natychmiast otworzyłam oczy. Pierwszym co zobaczyłam był jasnoniebieski kubek w serduszka i gwiazdki, a obok niego kilka herbatników, położonych na małym talerzyku. Znad gorącego napoju unosiła się para, co mogło świadczyć, że ktoś przyniósł ten poranny zastrzyk energii całkiem niedawno. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zdałam sobie sprawę z tego, iż znajduję się w sypialni Luke'a. Rolety były do połowy opuszczone, drzwi rozsuwanych szaf zupełnie nie na swoich miejscach, a na krześle w kącie leżała sterta rzuconych na szybko ciuchów. Jednak te szczegóły dodawały temu pomieszczeniu charakteru, nawet jeśli wyglądało jak pokój największego bałaganiarza na świecie. E tam, w sumie mogło być gorzej.
  Usiadłam po turecku, owijając się szczelnie kołdrą i wzięłam w dłonie kubek z kawą. Wypiłam kilka łyków napoju, który zawsze pijamy razem z chłopakiem, gdy przesiadujemy w tym domu. Znajomy smak spowodował, że rozluźniłam się i przestałam się martwić, że może tu wejść któryś z kolegów Luke'a, z czego mogłoby się wywiązać straszne nieporozumienie.
  W tej chwili drzwi powoli zaczęły się otwierać, by już za chwilę wyjrzała zza nich blond czupryna i śliczny uśmiech, który uformował się, gdy tylko chłopak zobaczył, że już nie śpię. Równie cicho zamknął wejście dla nieproszonych gości. Usiadł na skraju łóżka i wyglądał tak słodko w bordowej bluzce z rysunkiem wielkiego kota oraz krótkich spodenkach z dodatkowo podwiniętymi nogawkami.
  - Nigdy więcej nie śpię na materacu – oświadczył, wzdychając ciężko.
  Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że to powie. W głębi duszy miałam nadzieję, że spał obok mnie całą noc. I jeszcze poczułam się winna przez to, że ja miałam mięciutkie łóżko, a on musiał użerać się z niewygodnym materacem.
  - Dlaczego? - spytałam rozczarowana. - Przecież mogłeś spać tutaj.
  - Nie wypadało żebym ci się wpychał do łózka bez twojej wiedzy – wyjaśnił jasno, patrząc na mnie wciąż lekko nieprzytomnie.
  - Już raz tak zrobiłeś z tego co pamiętam – powiedziałam, za co dostałam poduszką.
  - Zapytałem! - miękki przedmiot wrócił na swoje miejsce, a ja tylko prychnęłam pod nosem.
  - Tak w ogóle to dzięki za kawę.
  - Nie ma za co – odparł, uśmiechając się lekko. - A tobie jak się spało? - spytał, sięgając do mojej twarzy, by założyć kosmyk włosów za ucho.
  - Okej, ale nie pamiętam, jak się tu znalazłam, więc chyba nie miałam zbyt wielkiego wyboru – odpowiedziałam.
  - Zasnęłaś w autobusie i nie chciałem cię budzić, więc przyniosłem cię tutaj, bo pomyślałem, że nie będę szukać w twojej torebce kluczy. Zresztą, pewnie i tak bym ich nie znalazł – zaśmiał się, wspominając mi o moim odwiecznym bałaganie w torbie. - Ty zdecydowanie za często zasypiasz. Ostatnim razem zasnęłaś w połowie filmu! A był taki dobry... - westchnął. - No, i wracając do wczoraj – stwierdziłem, że nie wypada mi spać razem z tobą, więc poszedłem do Michaela i wyciągnąłem jakiś materac. - W tym momencie ponownie westchnął, spuszczając wzrok na podłogę. Chwilę później spojrzał na mnie błagalnie, przechylając głowę w lewą stronę. - Proszę, nie każ mi tak spać nigdy więcej.
  Pokręciłam z uśmiechem głową na jego wręcz dziecinne zachowanie, które można było porównać do sytuacji, gdzie dziecko boi się spać samo i woli przyjść do mamy, by ta mogła obronić go przed duchami. Czyżbym pełniła rolę jego anioła stróża? Nie, raczej na odwrót.
  Nadal cicho śmiejąc się z pytania Luke'a pochyliłam się w jego stronę, by móc pocałować jego blade usta.

***

  - Powiedz Kristen, że jednak nie mogę przyjść do Was jutro. Przykro mi, ale muszę załatwić coś ważnego.
  Michael usiadł naprzeciwko mnie z gazetą, którą rozłożył na stole, lecz nie czytał jej.
  - A co to takiego ważnego? Randka? - spytał i gdy na niego spojrzałam puścił mi oczko.
  - Taa, można tak powiedzieć – odparłam niepewnie.
  - Czyli jednak?
  - Co „jednak”? - zdziwiłam się. Czyżby wiedział więcej niż mi się wydawało?
  - Jesteś z Luke'iem, tak? - sprostował swoje pytanie, a ja wręcz czułam jak na moich policzkach pojawia się rumieniec.
  Nastąpiło kilka stuknięć, więc szybko podniosłam głowę i ujrzałam wspomnianego chłopaka, opierającego się o ścianę przy wejściu do kuchni. Odepchnął się od powierzchni i począł zmierzać w stronę lodówki po drodze całując mnie w policzek. Następnie powitał uściskiem dłoni kolegę, na którego twarzy pojawiło się zrozumienie.
  - Czyli tak? - dopytywał mnie.
  - O co chodzi? - zapytał Luke odwrócony w stronę półek z jedzeniem.
  - Stary, masz dziewczynę i nic mi o tym nie mówisz? - odwrócił się w jego stronę, podpierając się przedramieniem o oparcie krzesła.
  Blondyn wrócił z jogurtem i zajął miejsce tuż obok mnie.
  - A jest w tym coś złego?


Hej Wam. Przed chwilą wstałam i od razu dodaję rozdział, ponieważ wczoraj, gdy go kończyłam nie miałam internetu :c Nie sprawdzałam go. Liczę na Wasze opinie, przepraszam za zwłokę i życzę Wam udanej majówki :)

środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział dziewiąty


          - Przestań tak mówić o Grace! Może i jest szalona, ale nie kontroluje mojego każdego kroku! - broniłam przyjaciółkę, podczas gdy Luke powstrzymywał się od śmiechu. Sama musiałam przyznać, że nie mogłam pozostać przy nim poważna dłużej niż dwie minuty.
          - Założymy się, że zaraz zadzwoni? - był tak pewny siebie, że nawet wyzywający wzrok nie zrobił na mnie wrażenia. A co jeśli i tym razem ma rację?
          - Nie – postawiłam się jednak, gdyż nie mogłam pokazać, jak uległa jestem. - Może wy się zmówiliście przeciwko mnie i teraz robicie ze mnie idiotkę, co? - zatrzymałam się, dźgając go palcem wskazującym w tors okryty grubą, zimową kurtką.
          Pokręcił głową, zaciskając wargi. Stał tak chwilę, patrząc mi prosto w oczy, po czym wyminął mnie i szedł dalej przed siebie, powłócząc nogami. Wywróciłam oczami i zaraz dogoniłam go, a gdy wykręcałam go w swoją stronę, widziałam ten zadziorny uśmieszek przyczepiony do jego twarzy. Grr, można za niego zabić. Nie, stop. Jeszcze raz. Przecież nie jesteś uległa.
          - Luke, odpowiedz mi – nakazałam stanowczo.
          - Trzy... dwa... jeden...
          Moja komórka jak na zawołanie zaczęła dzwonić, przyprawiając mnie o zakłopotanie. Postanowiłam ją zignorować, zaciskając zęby. Ścisnęłam też dłonie w pięści i spojrzałam na chłopaka.
          - Luke, proszę, odpowiedz na moje pytanie – zaczęłam, chcąc ściągnąć na siebie jego uwagę.
          - Tak, skarbie?
          Moje ciało przeszedł dreszcz, lecz zamknęłam oczy i postanowiłam odreagować tę nazwę później. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego ponownie.
          - Czy ty i Grace się znacie?
          Na jego twarzy zagościł uśmiech. Jeden z tych, które tak sobie upodobał. Ten, którym potrafił przyprawić o palpitacje serca. Ten, który podobał mi się najbardziej. Ale oprócz przecudnego uśmiechu nie dostałam nic. Tylko jego widok, zero informacji.
          - Lukey... - starałam się nalegać, ale chyba na nic się to zdało, bo wciąż tylko stał i patrzył na moje zachowanie. On naprawdę lubił się ze mną droczyć. - Ej, to moja przyjaciółka. Chciałabym wiedzieć – najprawdopodobniej brzmiałam tak żałośnie, że nawet nie nie próbowałam sobie tego wyobrazić.
          Ostatni raz kącik jego ust uniósł się ku górze i zostałam przyciągnięta do najsilniejszego i najbardziej opiekuńczego uścisku jaki słońce widziało. Zdążyłam się przyzwyczaić, że ten chłopak robi różne zaskakujące rzeczy, ale to nie pomogło w uspokojeniu się. Czułam się dziwnie, pomijając to, że nie mogłam oddychać. Nie tak dziwnie, że miałam ochotę go odepchnąć, lecz bardziej... nienaturalnie. Nie na co dzień przytula cię facet, który – no nie oszukujmy się – wywołuje u ciebie takie, a nie inne uczucia. Ale co najważniejsze – znając jego – prawdopodobnie robi to między innymi, by właśnie takie uczucia u ciebie wywołać. Wie o tobie więcej niż byś się spodziewała, a sama się wydajesz, nie umiejąc się wysłowisz, a gdy już coś powiesz, twój głos drży. Masz go wtedy ochotę wsadzić do klatki, żeby nie mógł razić swoim urokiem inne niewinne dziewczyny. Ale czy on na pewno chce nim razić inne dziewczyny?
          - Luke – ledwie było mnie słychać, z racji tego, iż byłam przyciśnięta do niego i umożliwiało mi to normalne oddychanie.
          - Tak, skarbie? - znów tak mnie nazwał. Tym razem nie zareagowałam w żaden sposób, tylko zaczęłam się kręcić, próbując się wyplątać z jego ramion.
          - Znowu się przez ciebie spóźnię – wymknęłam się jakoś pod jego rękami i gdy już stałam przed nim, poprawiłam włosy i zaczęłam uciekać.
          Biegłam jak najszybciej potrafiłam, oczekując jego reakcji i już po chwili rzeczywiście zostałam gwałtownie zatrzymana, poprzez mocny uścisk na nadgarstkach.
          - Powiedzieć ci coś czego nie wiesz? - spytał, pomiędzy głębokimi oddechami.
          Spojrzałam na niego pytająco, podczas gdy on przeniósł jedną ze swoich dłoni na moją własną i splótł nasze palce razem.
          - Gram na gitarze – oznajmił, jakby była to dobrze skrywana tajemnica – cicho i tajemniczo, jak to tajemnica.
          Zaczęłam się śmiać, ponieważ mówił, że powie mi coś, czego nie wiem, a o graniu na gitarze słyszałam na jednym z pierwszych wieczornych spacerów z nim.
          Z powrotem szliśmy, pokonując pozostały, mały odcinek drogi do księgarni. Zatrzymał się przed samym wejściem tak, że ja stałam kilka stopni schodów wyżej od niego i tym samym patrzyłam mu prosto w oczy. Westchnął i wyciągnął wolną rękę w moją stronę, po czym odgarnął za ucho włosy, który przez przypadek opadły mi na twarz. Przy okazji dotknął mojego policzka i mogłam poczuć ciepło jego dłoni. Nie zdołałam powstrzymać małego uśmieszku cisnącego mi się na usta, za co srodze ukarałam się w myślach. Spuściłam głowę i usilnie wpatrywałam się we własne buty.
          - Gram na gitarze – powtórzył zdanie sprzed minuty, opierając się na moim ramieniu, mając wygodne miejsce do cichych rozmów. - Ale nie sam.
          Odsunął się, przygryzając dolną wargę. Powoli wycofywał się i ani na sekundę nie zerwał kontaktu wzrokowego. Dopiero, gdy był za rogiem, uświadomiłam sobie, że wstrzymuję oddech, a moja ręka położona jest na ramieniu, na którym przed chwilą spoczywała jego głowa.

***

          - Alison! - wrzasnęła w pewnym momencie Grace tracąc cierpliwość. W trakcie kiedy ja miałam niezły ubaw, ona szukała coraz to nowych sposobów, żeby przekonać mnie do swojej racji, co bardzo ją denerwowało.
          - Tak, psiółi? - zaświergotałam, udając te wszystkie słodkie dziewczynki, próbujące się podlizać nauczycielom i „przyjaciołom”.
          - Nie rób sobie ze mnie jaj! Ja nie żartowałam! - z każdą chwilą oburzała się jeszcze bardziej i zaczynałam się niepokoić, czy aby nie mówi całkowicie serio. Nie chciałam, żeby obraziła się z tak błahego powodu.
          - Gracie, błagam cię, po co ci to? - spytałam najdelikatniej jak potrafiłam.
          - Bo jestem uparta i nie przestanę, dopóki nie dostanę tego, czego chcę. Koniec kropka – zastrzegła, a ja usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.
          Westchnęłam, odrzucając komórkę na stolik, przy którym przyzwyczaiłam się spędzać przerwy obiadowe. Nie miałam pojęcia, że tej dziewczynie może aż tak bardzo zależeć na takiej głupocie. Miałam jednak nadzieję, że nie będzie długo strzelać fochów, bo z kim jak z kim, ale z nią rozmawia się najlepiej, a teraz, jeśli czegoś nie wykombinuję, nie będzie mi to dane.

***

          Ostatni klient opuścił budynek księgarni, pozostawiając echo dzwoniącego gdzieś w oddali dzwonka. Powolne westchnienie opuściło usta Alison, dławiąc ją obecną chwilą. Uczucie, które towarzyszyło jej od kilku godzin było nie do zniesienia. Czekała tylko na moment, gdy wyjdzie stąd, by móc wyżalić się ze wszystkiego swojemu przyjacielowi. Liczyła na to, że przywita ją promiennym uśmiechem, który mógłby choć trochę poprawić jej humor. Później spytałby co się stało i czy może jej jakoś pomóc, a przez resztę wieczoru siedziałaby wtulona w jego bok i usnęłaby, kiedy jej głowa osunęłaby się na jego tors.
          Długo jeszcze snułaby idealne scenariusze, lecz postanowiła ją ocucić jedna z dwóch dziewczyn, które kończą zmianę równo z blondynką.
          - Ali?
          Dziewczyna zatrzęsła się, odzyskując wzrok i pełną świadomość sytuacji. Spojrzała na koleżankę, która pochylała się nad nią i zrobiło jej się głupio.
          - Przepraszam, zamyśliłam się - usprawiedliwiła się pierwszą wymówką z podstawowego słowniczka, która była jednocześnie prawdą.
          - A o czym tak zawzięcie myślisz, co? - spytała druga, która właśnie gasiła światła na zapleczu. "Ta jak zwykle wtrąci swoje trzy grosze" pomyślała Alison, nawet nie odwracając się w jej stronę. - Znowu... - dodała po chwili, za co została ukarana srogim spojrzeniem przyjaciółki.
          Krótko obcięta blondynka z piegami na twarzy pogłaskała Alison pocieszająco po ramieniu i odwróciła się z powrotem w stronę brunetki.
          - Cher, ucieknie ci autobus - powiedziała, na co dziewczyna nie zareagowała od razu.
          Podeszła niechlujnym krokiem do kosza i wyrzuciła do niego gumę, którą zawsze raczyła mieć w ustach. Podwinęła rękawy swojej skórzanej kurtki, przez co odsłoniła tatuaże pokrywające jej dłonie i przedramiona. Gdy wracała idealnie pokazywała bok głowy, który nie posiadał zbyt dużej ilości włosów, a raczej nie tak długich jak reszta. Były zwyczajnie zgolone. Nadawały dziewczynie drapieżnego charakteru, którego i tak jej nie brakowało chociażby poprzez sam ubiór. Nosiła zwykle glany i szerokie spodnie w tak zwane "wojskowe moro" oraz wcześniej wspomnianą skórzaną, czarną kurtkę i poszarpany t-shirt lub top. Wydawało się niemożliwe, by ta dziewczyna mogła kiedykolwiek założyć sukienkę. A Ali nawet nie próbowała sobie tego wyobrazić.
          Ta ciekawa osoba właśnie opuszczała budynek bez słowa pożegnania, jedynie z ręką wyciągniętą wysoko w górę, machającą mocno, by upewnić się, że każdy widział jej gest i go zrozumiał. Dziewczyny, które pozostały w księgarni zachowywały nienaganną ciszę, przerywaną jedynie pustymi odgłosami tykającego zegarka i ich spokojnymi oddechami. Alison czekała na przyjazd swojego księcia z bajki, który zawiezie ją na swoim białym rumaku wprost pod same drzwi jej mieszkania, a jej towarzyszka na autobus. Jej bajka była trochę inna, lecz może kiedyś o niej usłyszycie.
          - Słuchałaś nowej płyty naszych chłopców? - spytała księżniczka z dłuższą bajką. - Jest ge-nial-na - zaśmiała się, poprawiając swoje usadzenie na wysokim stołku.
          - Jakich "naszych chłopców"? - zdziwiła się Ali.
          - Nie no, kobieto, nie żartuj! Ty chyba jesteś z jakiejś obcej planety!
          - Nie, z Wielkiej Brytanii - uśmiechnęła się.
          - To akurat wiem, ale sądziłam, że zadomowiłaś się trochę bardziej.
          - To powiesz mi o jakich chłopców chodzi? - zapytała, nie chcąc drążyć tamtego tematu.
          - No, o 5SOS oczywiście! - powiedziała radośnie.
          - O kogo, przepraszam?
          - 5 Seconds of Summer - wyjaśniła nadzwyczaj spokojnie. Inni by już zwariowali. Zaraz, zaraz. Ta nazwa zabrzmiała dziewczynie dziwnie znajomo...
          - Możesz powtórzyć? - Alison była pewna, że jednak ta urocza blondyneczka także oszaleje.
          Dziewczyny dobiegł odgłos dzwonka informujący o przybyciu nowego klienta. Ali miała już krzyczeć, że księgarnia jest zamknięta, lecz przypomniała sobie, że mógł być to Luke, z którym miała w zwyczaju wracać z pracy. Uspokoiła się i miała wrócić do dopytywania się o zespół, lecz zamiast tego zdziwiła się widząc wyraz twarzy swojej koleżanki. Oczy dziewczyny mało nie wyszły z orbit, a usta otwierały się coraz szerzej i szerzej z każdą sekundą. W pewnej chwili zaczęła potrząsać rękami, a jej wargi poczęły drgać. Zwróciła się w stronę Ali, na co blondynka przestraszyła się, nie wiedząc co mogło się stać z koleżanką. Ona chwyciła Alison za ramiona i przełknęła ślinę, szykując się do wypowiedzi.
          - Odwróć się - wyszeptała drżącym głosem. - Tam jest jeden z nich!
          Z lekko podniesionymi brwiami odwróciła się, bojąc się, co może tam zobaczyć. Widziała jednak tylko Luke'a idącego pewnym krokiem przez ścieżkę prowadzącą prosto od drzwi wejściowych do miejsca, w którym właśnie stała. Spojrzała pytająco na dziewczynę, która miała wciąż tą samą zaskoczoną minę, a jej oddech nie chciał wrócić do normy.
          - Ale to jest tylko mój przyjaciel - starała się sprostować, lecz dziewczyna była nieugięta. Zdecydowanie wiedziała, co mówi.
          - Nie mówiłaś, że przyjaźnisz się z gwiazdą - powiedziała, uśmiechając się nieśmiało, gdy chłopak był o krok od nich.
          - Witam drogie panie - przywitał się Luke, kładąc dłonie na biodrach.
          Przechylił głowę w prawą stronę, obserwując rosnące zawstydzenie na twarzy blondynki, która nie wiedziała jak wybrnąć z tej nietypowej sytuacji.
          - Wiecie co, ja muszę lecieć - usprawiedliwiła się, zsuwając się z lady i zbierając swoje rzeczy. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś cię spotkam, Luke - zwróciła się w stronę chłopaka.
          Ostatni raz uniosła lekko kącik ust i wciąż drżąc, wyszła tylnymi drzwiami, pozostawiając głuchą ciszę między przyjaciółmi. Alison zaczynała już rozumieć całe to zamieszanie i nie mogła sobie wybaczyć, że stało się to dopiero teraz. Chłopak pokonywał powoli dystans między nimi, ale dziewczyna miała teraz inny problem na głowie.
          - Kiedy zamierzałeś powiedzieć, że zna cię cała Australia? - spytała, gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko jej. - Zresztą chyba nie tylko Australia.
          W jego oczach było widać poczucie winy i chociaż w innych okolicznościach Ali prawdopodobnie dałaby się złamać, to teraz nawet nie przeszło jej to przez myśl.
          - Jakoś nie było okazji - odrzekł głosem przepełnionym żalem.
          - Gościu, było setki okazji! - krzyknęła, tracąc cierpliwość.
          I choć naprawdę nie chciała tego robić - musiała, bo wiedziała, że inaczej zignoruje to i odwróci ją od tematu jednym ze swoich czarujących uśmiechów. A nie mogła dać się tak teraz wkręcić. Już nigdy więcej.
          - Nie chciałem, żeby tak wyszło. Miałem ci to powiedzieć, ale nie wiedziałem jak zareagujesz i czy nadal będziesz chciała się ze mną widywać - odparł skruszony.
          - Aha, czyli według ciebie nie chciałabym mieć z tobą nic wspólnego, gdyby okazało się, że zna cię cały świat?
          Zastanowiła się przez chwilę nad tym co powiedziała i zdała sobie sprawę, że palnęła głupotę.
          - Czekaj, nie – zatrzymała go, choć tak naprawdę nigdzie się nie wybierał. - Chodziło mi o to, że dla mnie nie ma to znaczenia czy jesteś popularny czy masz tylko grono najbliższych kilku przyjaciół. Możesz sobie być kim tylko chcesz, bo ja nigdzie się nie wybieram.
          Na twarzy chłopaka zagościł uśmiech ulgi. Alison nie mogła tego zobaczyć, ale on w tym momencie zmagał się z łzami cisnącymi się do oczu. Sam nie wiedział, dlaczego ta cała sytuacja działała na niego tak silnie i pewnie nigdy się nie dowie.
          Nie mogąc się powstrzymać, zagarnął dziewczynę w swoje ramiona, ściskając mocno jej drobne ciało. Dwie słone krople wypłynęły spod wilgotnych powiek, spływając po jego lewym policzku i w pewnym momencie spotkały się ze sobą, tworząc jedną, powoli toczącą się w zapomnienie łzą. Chłopak dziękował Bogu, że jest dużo wyższy od Alison, bo nie wiedział, jak miałby się zachować, gdyby zobaczyła go płaczącego.
          - To na twoim punkcie wariuje Gracie, prawda? - usłyszał z dołu.
          Oboje zaczęli się śmiać, a w głowie Ali narodził się pewien ciekawy pomysł.


Miałam dodać ten rozdział wcześniej, ale nie było mnie w kraju przez kilka dni. Przepraszam za to opóźnienie - zresztą ponownie. Nie będę się tłumaczyć bardziej, bo każdy wie, jak jest w gimnazjum lub liceum.
Do napisania przy następnym. x

BETA! Dziękuję za ponad 4K wyświetleń!

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział ósmy


          Wyszliśmy szybko z miejskiego autobusu, kierując swoje kroki w poznane mi całkiem niedawno miejsce. Zerknęłam przelotnie na zegarek, który zezwolił mi na wolniejszy spacer. Korzystając z okazji oglądałam wystawy w sklepowych witrynach i dostrzegając śliczną jasnoniebieską sukienkę, prezentującą się na manekinie pozwoliłam sobie tylko na ciche westchnienie. Postanowiłam włączyć się z powrotem do rozmowy prowadzonej przez Ashtona i Luke'a na temat, którego musiałam się domyślić.
          - I dałem się na to nabrać, wiesz? Zostawił mi na głowie sprzątanie całej kuchni i gdzieś sobie poszedł! Wrócił dopiero wieczorem, zamknął się w pokoju i tyle go widziałem - skończył Luke.
          Wsadziłam ręce w kieszenie kurtki i wychyliłam się trochę do przodu.
          - O kim rozmawiacie? O Michaelu?
      Blondyn podniósł na mnie wzrok i pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem.
         - O naszym współlokatorze, to się zgadza - wyjaśnił Ashton. - Chyba go jeszcze nie poznałaś, mam rację Lukey? - na końcu spojrzał znacząco w stronę chłopaka. No tak, te tajemnice.
         - Jeśli chcesz możemy ci go przedstawić - wzruszył ramionami, po czym zrobił z dłońmi to samo co ja przed kilkoma minutami.
          - Bardzo chętnie, ale jeśli to już wasz ostatni współlokator - zaśmiałam się, przyprawiając o uśmiech na twarzy obu chłopaków. Takie coś mi się podoba. Wreszcie czuję się jakbym była w domu.
           - Tak w ogóle to dlaczego my stoimy?
        Zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście zatrzymaliśmy się na środku chodnika i blokujemy przejście. Luke wszedł na trawnik pokryty obecnie grubą warstwą śniegu i schylił się, by po chwili rzucić w moją stronę wielką kulką śnieżną. Śmiał się w najlepsze kiedy ja starałam się utrzymać równowagę na oblodzonym chodniku. Nie pozostałam mu jednak dłużna i już zaraz to on wycierał sobie twarz z białego puchu, a ja starałam się nie wybuchnąć publicznie śmiechem. Lecz wbrew temu na co miałam nadzieję, chłopak rozpętał tu niezłe zamieszanie. Śnieżki latały między nami, a mijający nas ludzie kręcili z politowaniem głowami i z uśmiechem patrzyli, zapewne wspominając czasy kiedy to oni wygłupiali się tak, jak my obecnie.
          Nie mam pojęcia kiedy leżałam na zimnym śniegu, przykryta ciepłym, ale ciężkim ciałem Luke'a, lustrującego każdy centymetr mojej twarzy. Opierał ręce po bokach mojej twarzy, jednak niezbyt pomogło to w zmniejszeniu jego ciężaru. Ostatnio tak dobrze bawiłam się na jakiejś wycieczce klasowej kilka lat temu. Jak dziwnie musiałam teraz wyglądać, leżąc tak bezbronnie na ziemi i próbując opanować uśmiech cisnący się na twarz. Nie było to proste, mając przed sobą szalonego idiotę, który tylko czeka na odpowiedni moment, żeby narobić mi obciachu.
          O jak wielu rzeczach można myśleć, patrząc komuś głęboko w oczy... W jasnoniebieskich tęczówkach Luke'a Hemmings'a widziałam radość, a przepełnione one były troską i odpowiedzialnością, która nie ma gdzie się ukryć. Jego uśmiech bladł, a w mojej głowie układało się pytanie, które chciałam mu zadać.
          - Ile ty masz lat, Luke? - zdążyłam w ostatniej chwili wyprzedzić chłopaka ze swoją wypowiedzią.
          Patrzył na mnie teraz bardziej łagodnie niż wcześniej i zapewne wymyślał sobie jakąś ciętą ripostę, lecz moja ochota na żarty zmalała.
       - Dwadzieścia jeden - powiedział wreszcie - Więc już chyba nie powinienem rzucać się śnieżkami... z przyjaciółmi - dokończył ze swoim słynnym uśmiechem oprawionym w dołeczki, które z bliska wyglądały jeszcze śliczniej.
          - A nie chcesz wiedzieć - zaczęłam podchwytliwie - ile ja mam lat? Może jestem od ciebie dużo starsza?
          - Nie jesteś - odparł pewnie. - A poza tym nie ośmieliłbym się zapytać.
        - No tak - przygryzłam lekko wargi, gdyż musiałam przyznać mu rację. - Ponoć nie wypada pytać kobiet o wiek.
          - Dokładnie.
          - Więc sama ci powiem - oznajmiłam przesadnie zadowolona.
          - Jak chcesz – wzruszył lekko ramionami.
        - Długo macie zamiar tak leżeć? Może zostawić was samych? - usłyszałam zniecierpliwiony głos Ashtona, więc od razu zepchnęłam blondyna z siebie i podniosłam się ze śniegu.
          Brunet patrzył na nas spod grubych szkieł dziwnym wzrokiem i można było się domyślić jak teraz wyglądamy w jego oczach. Powinien trochę wyluzować.
          - Możesz mi powiedzieć na ucho, jeśli nie chcesz...
          - Nie chcę się wtrącać - przerwał mu Ashton - Ale Ali zaraz spóźni się do pracy.
          Luke wywrócił oczami i złapał mnie za rękę, po czym zaczęliśmy znowu zmierzać w stronę księgarni. Nie pozostało nam dużo do pokonania i już po kilku minutach widzieliśmy wejście do budynku. Był to mój któryś z kolejnych dni w pracy i już zdążyłam zapoznać się z kilkoma osobami. Naprawdę miło było patrzeć jak tyle ludzi przychodzi, kupuje jakąś książkę lub po prostu siada w kąciku i ją czyta. W tle leciała zawsze cicha, nastrojowa muzyka, nie przeszkadzająca nikomu, a jej uspokajające i odprężające tony koiły nerwy i mobilizowały do dalszej pracy. Zaczęłam lubić przychodzenie do miejsca pełnego książek i gazet, gdzie można było odpocząć od tętniącego życiem centrum miasta, porozmawiać z miłymi ludźmi i spędzić dobry czas. A ten miły dzień zaczynał się od dotarcia do tego pięknego miejsca z przyjaciółmi, bez których nie dałabym sobie tutaj rady.
          Chciałam się już żegnać na ten moment z chłopakami, gdy niespokojny blondynek przerwał ciszę swoim zniecierpliwionym głosem.
          - To ile masz lat?
          Jego mina pokazywała jak trudno mu było utrzymać język za zębami przez te kilka minut. Wyglądał prześmiesznie z podniesionymi brwiami i szeroko otwartymi oczami oraz ustami ułożonymi w dzióbek, kiedy zadawał pytanie o mój wiek. Wypuściłam powoli swoją dłoń z jego i tyłem stąpałam w stronę drzwi księgarni. Uśmiechałam się przepraszająco, chociaż wiedziałam, że prędzej czy później i tak mu ulegnę. Odwróciłam się i popchnęłam lekko szklane drzwi, patrząc ostatni raz w ich stronę.
          - To ile? - spytał wyciągając rękę w moją stronę.
          Pokręciłam głową, napierając mocniej na przezroczystą taflę.
        - Osiemnaście – krzyknęłam i zniknęłam między wysokimi półkami pachnącymi nowością.

***

          Tak jak obiecała, Grace zadzwoniła do mnie, gdy tylko wybiła piętnasta. Stałam akurat przed wejściem do księgarni i czekałam na Luke'a, który miał po mnie przyjść, abym nie musiała sama tłuc się wieczorem przez pół miasta. Z racji tego, że trochę się spóźniał, rozmowa z przyjaciółką była dobrym zapychaczem wolnego czasu. Opowiadała mi o zespole, który ostatnio zdążyła pokochać. W nic się chyba tak nie angażowała jak w dobrą muzykę. Tego mogłam być pewna.
        - A propo chłopaków, miałaś mi opowiedzieć o swoim koledze - powiedziała, gdy skończyła wymieniać piosenki, które niedawno poznała. - Ładny chociaż?
          - No... A skąd wiesz czy on mi się w ogóle podoba? - wybrnęłam, bo nie chciałam jej się z tego na razie tłumaczyć. - Może i jest przystojny, ale na nic się nie zapowiada.
        - Taa, jasne. Zbyt dobrze cię znam - odparła na mój niepewny ton. Rzeczywiście zaczynałam żałować, że znam ją od kołyski.
          - I czego teraz ode mnie oczekujesz?
          - Że powiesz mi o nim coś więcej niż tylko, że jest przystojny? - ona nie da za wygraną. A już na pewno nie teraz.
         - Ma na imię Luke i jest ode mnie trzy lata starszy - wydukałam, paląc rumieńca i natychmiastowo zasłaniając twarz, choć wiedziałam, że dziewczyna i tak mnie nie zobaczy.
          - Mów dalej... - nalegała stanowczo.
          - Mam ci powiedzieć jak wygląda? Nic więcej o nim nie wiem. No, może oprócz tego, że mieszka z trzema kolegami w całkiem ładnym, jak na dwudziestolatka, mieszkanku - żachnęłam się, opierając rękę, w której trzymałam telefon na drugiej. - I jeszcze się spóźnia!
         - Oj, daj spokój – broniła go. - Może ma jakiś powód. Zaraz pewnie przyjdzie.
          Jak na zawołanie zobaczyłam z daleka dwóch chłopaków biegnących w moją stronę. Jednym z nich na pewno był Luke, ale tego drugiego nie mogłam z nikim skojarzyć. Zatrzymali się przede mną zziajani, nie mogąc złapać oddechu. Włosy blondynka opadały delikatnie na bok, pokazując jak chłopak spieszył się, by tu dotrzeć. Ten drugi miał ciemnobrązowe oczy i równie ciemną czuprynę z grzywką podniesioną do góry. Musiał użyć niezłej porcji lakieru, żeby utrzymać takie coś. Podpierał się na kolanach, próbując wyrównać oddech. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
          - Ali? - spytał, na co kiwnęłam głową. Wyprostował się i uśmiechnął, a gdy to robił – muszę przyznać – wyglądał naprawdę słodko. - Jestem Calum, bardzo miło mi cię poznać.
          Usłyszałam zniecierpliwione westchnienie po drugiej stronie słuchawki i ocknęłam się. Wskazałam na telefon i przybrałam przepraszający wyraz twarzy. Brunet zrozumiał, a ja odwróciłam się na tyle, by móc bezszelestnie zakończyć rozmowę.
          - Sorki, Grace, ale pogadamy potem, ok?
        - Jak chcesz. Wiesz co? Mam pomysł – powiedziała jeszcze zanim zdążyłam się rozłączyć.
          - Tylko szybko – ponagliłam ją.
          - Jeśli nie chcesz mi mówić jak ten twój kolega wygląda, to wyślij mi jego zdjęcie i po sprawie.
          - Skąd niby – ściszyłam głos, nie chcąc krzyczeć. - Skąd niby mam wziąć jego zdjęcie?
          - Hmm, nie wiem, może mu zrób? - wepchnęła w to retoryczne pytanie tyle sarkazmu, ile tylko potrafiła.
          - Nie zrobię, pa pa.
          - Zrobisz, zrobisz! - przypomniała radośnie i na tym skończyła się nasza rozmowa.
          - Grace? - zagadnął Luke, stając na wprost mnie.
          - Ta... - odparłam, blokując telefon i chowając go do torebki.
          - Masz... jakieś plany na wieczór?
          Okej, facet, zaskoczyłeś mnie. Zaniemówiłam, co zupełnie nie spodobało się blondynowi. Jednak nadal patrzył na mnie tak niewinnie, że miałam ochotę się rozpłynąć. Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę?
          - Wypadałoby, żebyście się trochę poznali, a ja akurat jestem głodny.
        W jednej chwili cały czar prysnął. Alison, jak zwykle naiwna i łatwowierna, dałaś się nabrać, że twój przyjaciel chce się z tobą umówić. Poza tym właśnie - tylko przyjaciel. Mówiłam, że jestem naiwna? A, tak. Jak mogłam w ogóle o czymś takim pomyśleć? Okej, dość. Pewnie znowu wyciągam pochopne wnioski.
          - Oczywiście, bardzo chętnie coś zjem - wydusiłam sztucznie, choć co do jedzenia mówiłam prawdę. Byłam głodna jak stado wilków.
          Calum wyprzedził nas o kilka kroków wciskając ręce do kieszeni spodni. Poczułam łaskotki przy uchu spowodowane czyimś oddechem.
          - Z tobą samą też mam zamiar gdzieś pójść - wyszeptał Luke, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
          Moje policzki pokryły się rumieńcem, którego nawet nie starałam się ukryć. Dotyk ciepłych palców oplatujących się wokół moich własnych napełnił mnie spokojem o nadchodzących kilka godzin.

Witam :)
Dziś po dłuższej przerwie dodaję coś co może nie nasycić niektórych w zupełności, ale jest to tak jakby wstęp do kolejnego rozdziału. Nie mam zielonego pojęcia kiedy się on pojawi. Lecz teraz - w porównaniu do wcześniej - mam dużo mniej kartkówek i sprawdzianów, więc powinno mi pójść szybciej z napisaniem itd.  (mam nadzieję, że nie wykrakałam, tak jak zawsze)
A jak wam się podoba nowy szablon? Bardzo dziękuję Fancy za jego wykonanie :)
Do napisania.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział siódmy




       Włożyłam na siebie ciemne leginsy, szarą bokserkę, bluzkę z długim rękawem i fioletową bluzę, którą pozostawiłam na razie rozpiętą. Gdy weszłam do kuchni, od razu skierowałam się do lodówki, wyjęłam z niej małą butelkę wody i wypiłam kilka łyków, po czym odłożyłam ją na miejsce i wróciłam do przedpokoju. Założyłam swoje ulubione adidasy i dokładnie zawiązałam sznurówki. Wzięłam z wiszącej na prawo od drzwi półki nauszniki i zakryłam nimi dokładnie uszy. Poprawiłam odrobinę ich regulację, chwyciłam z szafki klucze i pociągnęłam za klamkę.
       Zaraz za progiem zobaczyłam parę podobnych do moich butów, a gdy powoli podnosiłam wzrok dostrzegłam, że osoba przede mną jest ubrana również w podobny do mojego strój. Na samym końcu przywitał mnie promienny uśmiech oprawiony z obu stron ust w dołeczki. Patrzyłam przez chwilę w oczy mojego gościa i cofnęłam się krok do tyłu.
       - Nie – szepnęłam zaskoczona, kręcąc lekko głową.
       Chłopak włożył ręce do kieszeni bluzy i przekroczył próg, znajdując się z powrotem w tej samej odległości ode mnie, co przed chwilą.
       - A kogo się spodziewałaś? - spytał Luke, dziwiąc się na moje niedowierzanie.
       - Na pewno nie ciebie – odparłam. - Zdążyłam się już przyzwyczaić, że wychodzę sama.
       - To teraz będziesz musiała się przyzwyczaić, że biegasz ze mną – powiedział, uśmiechając się triumfalnie.
       Zaczął pochylać się nade mną, a gdy straciłam już całą przestrzeń osobistą wziął między palce suwak mojej bluzy i zasunął go do samego końca. Podszedł tyłem do drzwi i zatrzasnął je, opierając się na nich plecami. Westchnął, patrząc powyżej moich oczu. Ściągnęłam brwi i odwróciłam się, by sprawdzić co przykuło jego uwagę, ale nie zobaczyłam nic szczególnego. Usłyszałam jego chichot i spojrzałam na niego znowu, nie zmieniając wyrazu twarzy.
       - Zwiąż włosy – powiedział tak cicho, że ledwie mogłam go dosłyszeć. - Będzie ci wygodniej. Tak myślę.
       Zdjęłam nauszniki i odłożyłam je na szafkę, z której wzięłam pierwszą lepszą gumkę do włosów i zrobiłam dość schludnego kucyka. Nauszniki powróciły na swoje miejsce, a z moich ust wypadło ciche westchnienie zniecierpliwienia.
       - Już jest wszystko dobrze? Możemy iść?
       Przyjrzał mi się uważnie, lecz nie dostrzegając nic innego, czym mógłby przedłużyć moje szykowanie się do wyjścia, zrobił zniesmaczoną minę i oderwał się od powierzchni drzwi.
       - Chyba tak.

***

       To Luke prowadził cały trucht i szczerze mówiąc nie chciałam się przyznać, że zaczynałam za nim nie nadążać. Choć sama biegałam od dawna, nigdy nie miałam partnera do trasy. Miałam zupełnie inne tempo od niego i za nic nie umiałam się przerzucić na to jego. Przyzwyczajenie wzięło górę. Jednak omijając budynki i różne inne miejsca zdążyłam zauważyć, że kierujemy się w stronę jego mieszkania. W sumie, ja pewnie zrobiłabym tak samo.
       Był to spory kawałek do pokonania, więc na miejscu byliśmy po około trzydziestu minutach. Siedzieliśmy właśnie dokładnie tam, gdzie poprzedniego dnia prowadziliśmy miłą pogawędkę ze współlokatorem Luke'a. Przed nami parowała gorąca herbata, a ja mogłam wykazać się w tym, w czym byłam najlepsza, czyli w rozmawianiu. Chłopak opowiedział mi gdzieś między moim monologiem śmieszną historię o swoim przyjacielu i o tym jak musiał uciszać go, kiedy byłam w ich mieszkaniu po raz pierwszy.
       Mój głos zawiesił się, gdy do pomieszczenia wszedł wysoki chłopak i na pewno nie był to Michael. Luke mówił, że wyszedł gdzieś ze swoją dziewczyną i nie wie kiedy ma wrócić. Odwrócił się w naszą stronę i dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie tylko biały ręcznik przewiązany w pasie. Był zdziwiony to mało powiedziane. Jego roztrzepane brązowe loczki wydały mi się znajome. Zmrużyłam oczy, chcąc mu się lepiej przyjrzeć i zrozumiałam, że jest to ten sam chłopak, na którego trafiłam na ulicy wczorajszego dnia. Nie poznałam go od razu przez brak okularów, które niewątpliwie wczoraj miał. Teraz to ja byłam zdziwiona. Brunet opuścił ręce, które opadły wzdłuż jego ciała i dalej mi się przyglądał. Zaczęłam się zastanawiać jak ta cała scena musiała wyglądać z perspektywy Luke'a. Pewnie w ogóle nie wiedział o co chodzi, zresztą ja też byłam mocno zdezorientowana. W końcu spotkałam drugi raz tego samego obcego faceta i to jeszcze w mieszkaniu mojego przyjaciela. Tu było zbyt wiele tajemnic, o których nie wiedziałam kompletnie nic.
       Potrząsnęłam głową, mrugając kilka razy, aby przywołać się do porządku. Chłopak nadal stał w tym samym miejscu, z taką samą miną i szczerze powiedziawszy zaczynało mnie to śmieszyć. Nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęłam się lekko, co on odebrał chyba trochę inaczej niż bym tego chciała. Rozluźnił się i założył ręce na piersiach.
       - Znowu się spotykamy – rzucił, starając się jakoś rozładować atmosferę.
       - No... - zająknęłam się. - Co mam powiedzieć?
       - Proszę, tylko tak na mnie nie patrz – powiedział, a ja przywołałam na twarz coś, co powinno przypominać przyjazny uśmiech. - Albo wiesz co? Zaraz wracam, tylko coś na siebie włożę.
       Po tym szybko wybiegł z kuchni i słychać było już tylko kroki i głośne trzaśnięcie drzwiami.
       - Wy się znacie?
       Jego głos był dziwny i dopóki na niego nie spojrzałam, nie mogłam być pewna o co mu konkretnie chodzi. Patrzył na mnie smętnie, a palcami bawił się uszkiem od swojego zielonego kubka.
       - Spotkaliśmy się przypadkiem wczoraj, kiedy tutaj szłam. Poślizgnęłam się i pomógł mi wstać – spuściłam wzrok, przyznając się do swojej niezdarności. - To tyle. Nie wiedziałam, że go znasz.
       - Jest jeszcze dużo rzeczy, których o mnie nie wiesz – powiedział, a ja poczułam jak ujmuje mój podbródek, abym mogła spojrzeć mu w oczy.
       Pokręciłam głową, uśmiechając się szeroko i w tym momencie do kuchni wpadł brunet, robiąc niemały hałas, kiedy potknął się o próg i starał się utrzymać równowagę. Luke schował dłoń jakby mój policzek nagle zaczął go parzyć, a ja odchrząknęłam, wpatrując się wyczekująco na bruneta. Poprawił okulary na swoim nosie i uśmiechnął się w naszą stronę.
       - Tak... - powiedział, wygładzając czarne rurki na nogach. - Już jestem. Nie przeszkodziłem?
       - Nie, skądże – odparł Luke, wyprzedzając mnie, a tak się składa, że chciałam powiedzieć dokładnie to samo.
       - To dobrze – przytaknął chłopak, patrząc to na mnie, to na blondyna siedzącego obok mnie.
       - Może się przedstawisz, Ash? - spytał Luke, próbując powstrzymać śmiech, ale kiepsko mu to wychodziło. Brunet spojrzał na niego spod byka, bo rzeczywiście w całej tej sytuacji wychodził na nie posiadającego swojego zdania małego chłopczyka. Podszedł do mnie, wyciągając w moją stronę dłoń, którą od razu uścisnęłam.
       - Jestem Ashton – znowu ten mocny akcent, który teraz potraktowałam jako jego zaletę. - Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
       - Tak, ja też – odpowiedziałam. - Mam na imię Alison.
       - Ali, prawda? - powiedział z uśmiechem, jakby nagle sobie coś uświadomił. - To o tobie tyle się tu słyszy. Mówię ci, niedługo się stąd wyprowadzę!
       Zaśmialiśmy się, a tym razem dołączył do nas też Luke.
       - Przepraszam was, ale muszę lecieć – oznajmił brunet. - Mam coś ważnego do załatwienia. Do zobaczenia.
       Zniknął gdzieś w przedpokoju i po chwili ubrany w granatowy płaszcz, wyszedł z mieszkania, pozostawiając je w nienagannej ciszy. Słychać było tykanie zegarka w którymś z pokoi i ta cisza zaczęła mi przypominać okres, kiedy to byłam zdana tylko i wyłącznie na siebie i codzienne telefony od mojej mamy oraz Grace. Nie chciałam do tego wracać.
       - Chodź – usłyszałam szept, który był niepotrzebny w całkiem pustym mieszkaniu.
       Chłopak podniósł się ze swojego krzesła i wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam ją niepewnie, po czym wstałam i udałam się za nim do pokoju, który dzielił z Michaelem.
       - Dlaczego tu jest tyle damskich ciuchów? - w końcu zadałam pytanie, które chciałam zadać już dawno temu.
       - Dziewczyna Mike'a często tu przychodzi i jest tu wiele jej ubrań – wyjaśnił, po czym poprosił mnie, żebym usiadła na jednym z dwóch łóżek, które było bliżej wejścia do pokoju.
       Wypuścił leniwie moją dłoń i podszedł do szaf. Trzy razy powtórzył ten sam gest otwierania każdej z nich, lecz zaraz zamknął tą przy samym oknie oraz z wahaniem tą pośrodku. Przebierał między wieszakami i zaraz wyciągnął przetarte na kolanach, ciemne dżinsy i szarą kurteczkę przypominającą płaszcz. Rzucił je na łóżko, zaraz obok mnie i wrócił do grzebania w szafie.
       - To czemu tutaj nie zamieszka?
       - Co? - zdziwił się na moje nagłe pytanie, zapewne zapominając kontekstu.
       - Kristen – sprostowałam. - Czemu tutaj nie zamieszka?
       - Musi opiekować się swoją matką – odparł, zdejmując z wieszaka kurtkę, którą nosiłam ostatnim razem. Nie chciałam by i tym razem sprawiła mi pecha, ale przynosiła też dobre wspomnienia, o których nie miałam zamiaru zapominać. - Jest ciężko chora – dodał po chwili, na co przestałam przez chwilę oddychać.
       - Co? Kristen?
       - Nie-e – odparł, uśmiechając się na moją nieuwagę. - Jej mama. W ogóle mnie nie słuchasz.
       - O tobie mogłabym powiedzieć to samo – odcięłam się i na moich kolanach wylądowała owa skórzana kurteczka, którą tak bardzo sobie upodobałam.
       - Ubieraj się. Pokażę ci coś – odparł Luke, znikając za drzwiami z zamiarem założenia na siebie wybranych ubrań.

***

       Otwarte zostały przede mną szklane drzwi, które widziałam po raz któryś w ciągu czterech tygodni pobytu w tym kraju. Od progu doszedł mnie zapach nowości, która zazwyczaj pachną świeże książki, prosto z hurtowni. Rozejrzałam się po wielkim pomieszczeniu wypełnionym regałami i półkami, między którymi niejeden mógł się zgubić. Na wprost, po drugiej stronie stała długa lada, za którą stało kilka osób. Wszystkimi były kobiety, na oko trochę starsze ode mnie. Natychmiast przepełniła mnie złość, dlaczego to one, a nie ja, mogą tu pracować. Czy mi czegoś brakowało? Może tak, a ja zwyczajnie nie zdawałam sobie z tego sprawy.
       Poczułam na ramieniu czyjąś rękę, więc odruchowo odwróciłam głowę w tamtą stronę i napotkałam pocieszający uśmiech oraz pełne współczucia spojrzenie lśniących, niebieskich oczu.
       - Nie wiem dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś, ale nie podoba mi się to.
       Luke chwycił moją dłoń, chcąc dodać mi otuchy i ruszył przed siebie, więc ja nie miałam innego wyjścia jak iść z nim. Im bliżej byliśmy drugiego końca księgarni, tym bardziej chciałam stamtąd uciec. W pewnym momencie skręciliśmy w jedną z alejek, na końcu której znajdowały się drzwi. Gdy przez nie weszliśmy po uprzednim zapukaniu, znaleźliśmy się w małym pokoiku, urządzonym w biurko, przy którym stało kręcone krzesło, regał i dwie paprotki stojące na parapecie. Przy biurku siedziała kobieta około pięćdziesiątki w za dużym żakiecie i bluzce w okropnym kolorze. Miała dziwnie zrobione pasemka na bordowych włosach, a zza grzywki wystawały wąskie okulary bez oprawek.
       Jednak kiedy nas zobaczyła od razu szeroko się uśmiechnęła i wstała, chcąc nas powitać. Zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy byłam tu po raz pierwszy. 
       - Pan Hemmings, jak to dobrze, że pan już jest – powiedziała, a ja spojrzałam na chłopaka, jakbym chciała sprawdzić czy to nazwisko rzeczywiście do niego pasuje. Luke Hemmings. Całkiem nieźle.
       - To właśnie jest Alison McClaine – wskazał na mnie, całkiem zachowując powagę. - Mam nadzieję, że będzie dobrą pracownicą.
       Otwierałam już usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowałam pod stanowczym spojrzeniem chłopaka. Skinęłam głową w stronę kobiety, która odwzajemniła mój gest i wróciła za swoje biurko, siadając ponownie na kręconym krześle.
       - Twoja zmiana zaczyna się o dziewiątej, a kończy o piętnastej. O trzynastej jest przerwa na lunch. Mam nadzieję, że jesteś odpowiedzialna i nie spóźnisz się pierwszego dnia – dodała nieco ostrzej.
       - Oczywiście, że nie, proszę pani.
       - Od teraz - szefowo.

***

       - Widziałeś jak ona wyglądała?
       - Muszę ci przyznać, że to jest najgorzej ubierająca się kobieta jaką znam – odparł, śmiejąc się już któryś z kolei raz odkąd staliśmy na przystanku, czekając na nasz autobus.
       - Mam tylko nadzieję, że to nie jest ktoś z twojej rodziny – odparłam nagle wystraszonym głosem, patrząc na niego wielkimi oczami.
       - No coś ty! - wyparł się natychmiast. - Takie sprawy załatwiam tylko przez znajomych.
       Poczułam jego dłoń splątującą się z moją i byłam mu niezmiernie wdzięczna, bo biło od niej przyjemne ciepło.
       - Ale skąd wiedziałeś, że... - zaczęłam, specjalnie nie dokańczając, bo wiedziałam, że Luke będzie wiedział o co chodzi.
       - Czy nie mówiłem ci przypadkiem, że jeszcze wiele o mnie nie wiesz? - spytał retorycznie, wyciągając końcówkę zdania.
       Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł, który postanowiłam wykorzystać.
       - Nie poszedłbyś ze mną i Kristen na koncert do Metro Theatre? - spytałam, za co zostałam nagrodzona nieprzeniknionym spojrzeniem. Staliśmy tak długa chwilę, a między nami panowała cisza. Zaczęłam się niecierpliwić, gdy chłopak zdecydował się jednak odpowiedzieć.
       - Na pewno pójdę – uśmiechnął się w sposób znany jedynie jemu, a ja dostrzegłam za nim nadjeżdżający autobus.
       - Mam jeszcze jedno pytanie – rzuciłam, chcąc przywołać znów jego uwagę.
       - Tak?
       Zawahałam się jednak, myśląc nad tym, czy rzeczywiście warto jest pytać się go skąd wiedział jak mam na nazwisko. Nie chciałam pokazać, że nie uważałam, gdy mówił, że „jeszcze wiele o nim nie wiem”. On miał swoje sposoby na dowiadywanie się o różnych rzeczach, a ja przekonałam się o tym już wiele razy.
       - A zresztą... Nieważne – odparłam tylko i pierwsza wsiadłam do autobusu, po tym jak przepuścił mnie w jego drzwiach.


Wracam z tym oto rozdziałem. Mam nadzieję, że nie przynudzam i ktoś to w ogóle czyta. W sumie informuję prawie 30 osób, więc... Whatever, jeśli jest ktoś taki, kto chciałby się jeszcze dopisać do listy informowanych zapraszam tutaj lub bezpośrednio na mojego twittera, którego macie tutaj.
Tropicselly