czwartek, 6 marca 2014

Rozdział ósmy


          Wyszliśmy szybko z miejskiego autobusu, kierując swoje kroki w poznane mi całkiem niedawno miejsce. Zerknęłam przelotnie na zegarek, który zezwolił mi na wolniejszy spacer. Korzystając z okazji oglądałam wystawy w sklepowych witrynach i dostrzegając śliczną jasnoniebieską sukienkę, prezentującą się na manekinie pozwoliłam sobie tylko na ciche westchnienie. Postanowiłam włączyć się z powrotem do rozmowy prowadzonej przez Ashtona i Luke'a na temat, którego musiałam się domyślić.
          - I dałem się na to nabrać, wiesz? Zostawił mi na głowie sprzątanie całej kuchni i gdzieś sobie poszedł! Wrócił dopiero wieczorem, zamknął się w pokoju i tyle go widziałem - skończył Luke.
          Wsadziłam ręce w kieszenie kurtki i wychyliłam się trochę do przodu.
          - O kim rozmawiacie? O Michaelu?
      Blondyn podniósł na mnie wzrok i pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem.
         - O naszym współlokatorze, to się zgadza - wyjaśnił Ashton. - Chyba go jeszcze nie poznałaś, mam rację Lukey? - na końcu spojrzał znacząco w stronę chłopaka. No tak, te tajemnice.
         - Jeśli chcesz możemy ci go przedstawić - wzruszył ramionami, po czym zrobił z dłońmi to samo co ja przed kilkoma minutami.
          - Bardzo chętnie, ale jeśli to już wasz ostatni współlokator - zaśmiałam się, przyprawiając o uśmiech na twarzy obu chłopaków. Takie coś mi się podoba. Wreszcie czuję się jakbym była w domu.
           - Tak w ogóle to dlaczego my stoimy?
        Zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście zatrzymaliśmy się na środku chodnika i blokujemy przejście. Luke wszedł na trawnik pokryty obecnie grubą warstwą śniegu i schylił się, by po chwili rzucić w moją stronę wielką kulką śnieżną. Śmiał się w najlepsze kiedy ja starałam się utrzymać równowagę na oblodzonym chodniku. Nie pozostałam mu jednak dłużna i już zaraz to on wycierał sobie twarz z białego puchu, a ja starałam się nie wybuchnąć publicznie śmiechem. Lecz wbrew temu na co miałam nadzieję, chłopak rozpętał tu niezłe zamieszanie. Śnieżki latały między nami, a mijający nas ludzie kręcili z politowaniem głowami i z uśmiechem patrzyli, zapewne wspominając czasy kiedy to oni wygłupiali się tak, jak my obecnie.
          Nie mam pojęcia kiedy leżałam na zimnym śniegu, przykryta ciepłym, ale ciężkim ciałem Luke'a, lustrującego każdy centymetr mojej twarzy. Opierał ręce po bokach mojej twarzy, jednak niezbyt pomogło to w zmniejszeniu jego ciężaru. Ostatnio tak dobrze bawiłam się na jakiejś wycieczce klasowej kilka lat temu. Jak dziwnie musiałam teraz wyglądać, leżąc tak bezbronnie na ziemi i próbując opanować uśmiech cisnący się na twarz. Nie było to proste, mając przed sobą szalonego idiotę, który tylko czeka na odpowiedni moment, żeby narobić mi obciachu.
          O jak wielu rzeczach można myśleć, patrząc komuś głęboko w oczy... W jasnoniebieskich tęczówkach Luke'a Hemmings'a widziałam radość, a przepełnione one były troską i odpowiedzialnością, która nie ma gdzie się ukryć. Jego uśmiech bladł, a w mojej głowie układało się pytanie, które chciałam mu zadać.
          - Ile ty masz lat, Luke? - zdążyłam w ostatniej chwili wyprzedzić chłopaka ze swoją wypowiedzią.
          Patrzył na mnie teraz bardziej łagodnie niż wcześniej i zapewne wymyślał sobie jakąś ciętą ripostę, lecz moja ochota na żarty zmalała.
       - Dwadzieścia jeden - powiedział wreszcie - Więc już chyba nie powinienem rzucać się śnieżkami... z przyjaciółmi - dokończył ze swoim słynnym uśmiechem oprawionym w dołeczki, które z bliska wyglądały jeszcze śliczniej.
          - A nie chcesz wiedzieć - zaczęłam podchwytliwie - ile ja mam lat? Może jestem od ciebie dużo starsza?
          - Nie jesteś - odparł pewnie. - A poza tym nie ośmieliłbym się zapytać.
        - No tak - przygryzłam lekko wargi, gdyż musiałam przyznać mu rację. - Ponoć nie wypada pytać kobiet o wiek.
          - Dokładnie.
          - Więc sama ci powiem - oznajmiłam przesadnie zadowolona.
          - Jak chcesz – wzruszył lekko ramionami.
        - Długo macie zamiar tak leżeć? Może zostawić was samych? - usłyszałam zniecierpliwiony głos Ashtona, więc od razu zepchnęłam blondyna z siebie i podniosłam się ze śniegu.
          Brunet patrzył na nas spod grubych szkieł dziwnym wzrokiem i można było się domyślić jak teraz wyglądamy w jego oczach. Powinien trochę wyluzować.
          - Możesz mi powiedzieć na ucho, jeśli nie chcesz...
          - Nie chcę się wtrącać - przerwał mu Ashton - Ale Ali zaraz spóźni się do pracy.
          Luke wywrócił oczami i złapał mnie za rękę, po czym zaczęliśmy znowu zmierzać w stronę księgarni. Nie pozostało nam dużo do pokonania i już po kilku minutach widzieliśmy wejście do budynku. Był to mój któryś z kolejnych dni w pracy i już zdążyłam zapoznać się z kilkoma osobami. Naprawdę miło było patrzeć jak tyle ludzi przychodzi, kupuje jakąś książkę lub po prostu siada w kąciku i ją czyta. W tle leciała zawsze cicha, nastrojowa muzyka, nie przeszkadzająca nikomu, a jej uspokajające i odprężające tony koiły nerwy i mobilizowały do dalszej pracy. Zaczęłam lubić przychodzenie do miejsca pełnego książek i gazet, gdzie można było odpocząć od tętniącego życiem centrum miasta, porozmawiać z miłymi ludźmi i spędzić dobry czas. A ten miły dzień zaczynał się od dotarcia do tego pięknego miejsca z przyjaciółmi, bez których nie dałabym sobie tutaj rady.
          Chciałam się już żegnać na ten moment z chłopakami, gdy niespokojny blondynek przerwał ciszę swoim zniecierpliwionym głosem.
          - To ile masz lat?
          Jego mina pokazywała jak trudno mu było utrzymać język za zębami przez te kilka minut. Wyglądał prześmiesznie z podniesionymi brwiami i szeroko otwartymi oczami oraz ustami ułożonymi w dzióbek, kiedy zadawał pytanie o mój wiek. Wypuściłam powoli swoją dłoń z jego i tyłem stąpałam w stronę drzwi księgarni. Uśmiechałam się przepraszająco, chociaż wiedziałam, że prędzej czy później i tak mu ulegnę. Odwróciłam się i popchnęłam lekko szklane drzwi, patrząc ostatni raz w ich stronę.
          - To ile? - spytał wyciągając rękę w moją stronę.
          Pokręciłam głową, napierając mocniej na przezroczystą taflę.
        - Osiemnaście – krzyknęłam i zniknęłam między wysokimi półkami pachnącymi nowością.

***

          Tak jak obiecała, Grace zadzwoniła do mnie, gdy tylko wybiła piętnasta. Stałam akurat przed wejściem do księgarni i czekałam na Luke'a, który miał po mnie przyjść, abym nie musiała sama tłuc się wieczorem przez pół miasta. Z racji tego, że trochę się spóźniał, rozmowa z przyjaciółką była dobrym zapychaczem wolnego czasu. Opowiadała mi o zespole, który ostatnio zdążyła pokochać. W nic się chyba tak nie angażowała jak w dobrą muzykę. Tego mogłam być pewna.
        - A propo chłopaków, miałaś mi opowiedzieć o swoim koledze - powiedziała, gdy skończyła wymieniać piosenki, które niedawno poznała. - Ładny chociaż?
          - No... A skąd wiesz czy on mi się w ogóle podoba? - wybrnęłam, bo nie chciałam jej się z tego na razie tłumaczyć. - Może i jest przystojny, ale na nic się nie zapowiada.
        - Taa, jasne. Zbyt dobrze cię znam - odparła na mój niepewny ton. Rzeczywiście zaczynałam żałować, że znam ją od kołyski.
          - I czego teraz ode mnie oczekujesz?
          - Że powiesz mi o nim coś więcej niż tylko, że jest przystojny? - ona nie da za wygraną. A już na pewno nie teraz.
         - Ma na imię Luke i jest ode mnie trzy lata starszy - wydukałam, paląc rumieńca i natychmiastowo zasłaniając twarz, choć wiedziałam, że dziewczyna i tak mnie nie zobaczy.
          - Mów dalej... - nalegała stanowczo.
          - Mam ci powiedzieć jak wygląda? Nic więcej o nim nie wiem. No, może oprócz tego, że mieszka z trzema kolegami w całkiem ładnym, jak na dwudziestolatka, mieszkanku - żachnęłam się, opierając rękę, w której trzymałam telefon na drugiej. - I jeszcze się spóźnia!
         - Oj, daj spokój – broniła go. - Może ma jakiś powód. Zaraz pewnie przyjdzie.
          Jak na zawołanie zobaczyłam z daleka dwóch chłopaków biegnących w moją stronę. Jednym z nich na pewno był Luke, ale tego drugiego nie mogłam z nikim skojarzyć. Zatrzymali się przede mną zziajani, nie mogąc złapać oddechu. Włosy blondynka opadały delikatnie na bok, pokazując jak chłopak spieszył się, by tu dotrzeć. Ten drugi miał ciemnobrązowe oczy i równie ciemną czuprynę z grzywką podniesioną do góry. Musiał użyć niezłej porcji lakieru, żeby utrzymać takie coś. Podpierał się na kolanach, próbując wyrównać oddech. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
          - Ali? - spytał, na co kiwnęłam głową. Wyprostował się i uśmiechnął, a gdy to robił – muszę przyznać – wyglądał naprawdę słodko. - Jestem Calum, bardzo miło mi cię poznać.
          Usłyszałam zniecierpliwione westchnienie po drugiej stronie słuchawki i ocknęłam się. Wskazałam na telefon i przybrałam przepraszający wyraz twarzy. Brunet zrozumiał, a ja odwróciłam się na tyle, by móc bezszelestnie zakończyć rozmowę.
          - Sorki, Grace, ale pogadamy potem, ok?
        - Jak chcesz. Wiesz co? Mam pomysł – powiedziała jeszcze zanim zdążyłam się rozłączyć.
          - Tylko szybko – ponagliłam ją.
          - Jeśli nie chcesz mi mówić jak ten twój kolega wygląda, to wyślij mi jego zdjęcie i po sprawie.
          - Skąd niby – ściszyłam głos, nie chcąc krzyczeć. - Skąd niby mam wziąć jego zdjęcie?
          - Hmm, nie wiem, może mu zrób? - wepchnęła w to retoryczne pytanie tyle sarkazmu, ile tylko potrafiła.
          - Nie zrobię, pa pa.
          - Zrobisz, zrobisz! - przypomniała radośnie i na tym skończyła się nasza rozmowa.
          - Grace? - zagadnął Luke, stając na wprost mnie.
          - Ta... - odparłam, blokując telefon i chowając go do torebki.
          - Masz... jakieś plany na wieczór?
          Okej, facet, zaskoczyłeś mnie. Zaniemówiłam, co zupełnie nie spodobało się blondynowi. Jednak nadal patrzył na mnie tak niewinnie, że miałam ochotę się rozpłynąć. Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę?
          - Wypadałoby, żebyście się trochę poznali, a ja akurat jestem głodny.
        W jednej chwili cały czar prysnął. Alison, jak zwykle naiwna i łatwowierna, dałaś się nabrać, że twój przyjaciel chce się z tobą umówić. Poza tym właśnie - tylko przyjaciel. Mówiłam, że jestem naiwna? A, tak. Jak mogłam w ogóle o czymś takim pomyśleć? Okej, dość. Pewnie znowu wyciągam pochopne wnioski.
          - Oczywiście, bardzo chętnie coś zjem - wydusiłam sztucznie, choć co do jedzenia mówiłam prawdę. Byłam głodna jak stado wilków.
          Calum wyprzedził nas o kilka kroków wciskając ręce do kieszeni spodni. Poczułam łaskotki przy uchu spowodowane czyimś oddechem.
          - Z tobą samą też mam zamiar gdzieś pójść - wyszeptał Luke, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
          Moje policzki pokryły się rumieńcem, którego nawet nie starałam się ukryć. Dotyk ciepłych palców oplatujących się wokół moich własnych napełnił mnie spokojem o nadchodzących kilka godzin.

Witam :)
Dziś po dłuższej przerwie dodaję coś co może nie nasycić niektórych w zupełności, ale jest to tak jakby wstęp do kolejnego rozdziału. Nie mam zielonego pojęcia kiedy się on pojawi. Lecz teraz - w porównaniu do wcześniej - mam dużo mniej kartkówek i sprawdzianów, więc powinno mi pójść szybciej z napisaniem itd.  (mam nadzieję, że nie wykrakałam, tak jak zawsze)
A jak wam się podoba nowy szablon? Bardzo dziękuję Fancy za jego wykonanie :)
Do napisania.

Tropicselly