niedziela, 12 października 2014

Rozdział trzynasty


          Kiedy obudziłam się następnego dnia, obok mojego łóżka nie siedział już Luke, ale Ashton. Pochylał się nad swoimi rękami i pojedyncze loki zasłaniały jego oczy, mimo iż miał zawiązaną na nich bordową bandanę. Luke stał za nim, odwrócony w stronę okna.
          Przesunęłam rękę po pościeli i przetarłam piąstką powieki. Ashton najwidoczniej zauważył mój ruch, bo podniósł głowę gwałtownie. Grzywka zakryła na chwilę czarne oprawki okularów, lecz zaraz odgarnął ją na bok.
          - Ali.
          Na jego głos Blondyn odwrócił się w naszą stronę i zrobił dwa kroki, by usiąść na drugim plastikowym krześle obok łóżka. Oboje uśmiechnęli się do mnie, a Luke złapał mnie za rękę i splótł ze sobą nasze palce.
          - I jak się czujesz? - zapytał.
          - Pospałabym jeszcze – odparłam i przeniosłam wzrok na drugiego. - Chciałeś mi coś powiedzieć.
          Ashton podrapał się po głowie i popatrzył na mnie pełnym poczucia winy spojrzeniem.
          - To przeze mnie tu jesteś – stwierdził. - Gdybym wtedy do ciebie nie zadzwonił, nie byłoby tego wszystkiego.
          - Daruj sobie, dobrze? - przerwałam stanowczo jego bezsensowne gadanie.
          Jeszcze tego mi brakowało, żeby ktoś brał winę na siebie. Muszą się przyzwyczaić, że jestem dosyć niezdarną osobą i takie incydenty mi się zdarzają. I będą się zdarzać jeszcze nie raz.
          - Przepraszam – powiedział.
          - Dobra, mów co chciałeś.
          Chłopaki wymienili niepewne spojrzenia. Luke puścił moją dłoń i wstał.
          - To może ja nie będę przeszkadzać.
          Odwrócił się powoli i wyszedł z sali, zamykając za sobą drzwi najciszej jak potrafił.
          - Tylko proszę cię, Ali, nie śmiej się ze mnie – jęknął Ashton.
          - A dlaczego miałabym? - zdziwiłam się.
          Chłopak przygryzł dolną wargę, zanim zaczął mówić.
          - Poznałem kogoś – mruknął, usilnie nie odrywając wzroku od swoich kolan.
          Wyglądał w tamtym momencie na znacznie młodszego przez zawstydzenie w postaci szkarłatnych plam, które wtargnęły na jego policzki. Okulary i kręcone ciemne blond włosy dodawały mu uroku małego chłopczyka, który niechcący coś zepsuł i bardzo tego żałował. Dziewczyna, którą poznał, jest naprawdę wielką szczęściarą, bo już gdy pozna go dokładniej przekona się, że był tego warty.
          - To przecież świetnie! - ucieszyłam się, ale on wciąż pozostawał przygnębiony. - Więc dlaczego jesteś smutny?
          Wziął głęboki wdech i wypuścił powoli powietrze przez nos.
          - Jest zabawna, mądra, ma tyle samo lat co ja – wymieniał po kolei, chociaż nadal nie doszukiwałam się w tym wad. - Lubimy ten sam gatunek filmowy, ona słucha Blink 182!
          - No to nie wiem w czym ty widzisz problem – przyznałam.
          - Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że ona mieszka na drugim końcu świata!
          Zapadła między nami długa cisza, w czasie której zastanawiałam się, co mogę mu w tej sytuacji powiedzieć. Cóż, wiele nie wymyśliłam, bo nigdy nie znalazłam się w tej sytuacji i nie wiedziałam, jak to jest, no może oprócz tego, ze ciężko się spotkać. No właśnie...
          - Zaraz, zaraz. To jak ty ją poznałeś?
          - Noo... Ale nie będziesz się śmiać? - upewnił się.
          - Nie, nie będę – westchnęłam.
          Zerknął w stronę drzwi, zapewne sprawdzając czy są szczelnie zamknięte i powiedział.
          - No przez internet.
          Poprawił okulary, które zsunęły się na czubek nosa. Oczy za szkłami wydawały się jeszcze większe niż wcześniej. W tamtym momencie nie wiedziałam już kompletnie, co powiedzieć.
          - Wiesz, przykro mi, ale nigdy nie starałam się poznać kogokolwiek w ten sposób, więc nie wiem, jak mogę ci pomóc – odrzekłam w końcu.
          - Przecież ty wszystko możesz! Ali, proszę – zaczynał się załamywać.
          I tak właśnie kolejny raz uległam temu chłopakowi z niewiadomego powodu.
          - Zależy ci na niej, co? - zagaiłam.
          Uśmiechnął się półgębkiem i przytaknął nieśmiało.

***

          Listopad minął zaskakująco szybko. Po moim niefortunnym wypadku wyszłam ze szpitala po dwóch dniach, ale jeszcze przez długi czas chłopcy skakali koło mnie i ciągle pytali czy dobrze się czuję lub czy czegoś nie potrzebuję. Kto by pomyślał, że potrafią być aż tacy opiekuńczy. Wciąż też zastanawiałam się nad dziewczyną, którą poznał Ashton i co mogę w związku z tym poradzić. Jednak na razie nie przychodziło mi do głowy nic sensownego, czym chciałabym się z nim podzielić. Głównie były to myśli typu „daruj sobie” albo „jest dużo świetnych dziewczyn w Australii, na pewno jakąś tu znajdziesz”, ale od razu wymiatałam je ze swojego umysłu, bo wiedziałam, że chłopak nawet nie wyobraża sobie takiej opcji. Zatem ciągle wracałam do punktu wyjścia, a grudniowe przygotowania do świąt nie pomagały w myśleniu na ten temat.
          W drugim tygodniu ostatniego miesiąca roku z nieba lał się żar, a mały wiatraczek w rogu pokoju niewiele pomagał. Luke pognał z samego rana do studia, a ja leżałam na sofie w salonie w króciutkich spodenkach i topie, chociaż nawet tak skromny strój nie sprawiał, że było mi chłodniej. Za dwa dni miałam lecieć do Europy na święta u mojej mamy, lecz jeszcze nie byłam, ani nawet nie planowałam się pakować. Wiedziałam, że musiałam przemyśleć, co zabrać, czy dużo i jakie rzeczy załadować do dużej walizki, a jakie do mniejszej i czy w ogóle się zmieszczę. Na obecną chwilę nie miałam nawet ochoty o tym myśleć. Jedyne co się teraz liczyło, to powrót do temperatury, w której będę mogła normalnie funkcjonować. Jakim cudem Luke wypuścił mnie na bieganie i ćwiczenia na taki gorąc? Widocznie to on był zbyt zabiegany.
          Gdy już w miarę ochłonęłam, przeniosłam się wraz z wiatrakiem do kuchni i wyciągnęłam z szafy sokowirówkę. Kilkanaście minut później siedziałam przy stole z drugą szklanką soku owocowego i przesuwałam palcem po ekranie telefonu, przeglądając portale społecznościowe. W pewnym momencie jedną ze stron przesłoniło mi zdjęcie mojej mamy i jej numer. W myślach przeliczyłam, która godzina jest w Wielkiej Brytanii i stwierdziłam, że kobieta po raz kolejny przesadziła.
          - Mamo, zdajesz sobie sprawę, która jest u ciebie godzina? - zapytałam. - Nie powinnaś przypadkiem spać?
          - Cześć córciu, jak miło cię słyszeć – powiedziała przesłodzonym głosem, na co wywróciłam oczami. - Nie mogłam zasnąć, więc pomyślałam, że do ciebie zadzwonię – dodała ciszej. - Co tam u ciebie? Spakowana?
          - U mnie jest bardzo ciepło, może nawet za ciepło – westchnęłam. - Nie pakowałam się jeszcze, mamo, nie mam siły na nic.
          - Ale jak to? - zasmuciła się. - Sprężaj się, bo my tu z Gracie się ciebie doczekać nie możemy.
          - Mamo? - zaniepokoiłam się, bo po jej tonie mogłam poznać, że zdecydowanie jest coś nie tak. W końcu znałam ją całe życie. - Co się dzieje?
          Kobieta westchnęła ciężko i odchrząknęła.
          - Nic, skarbie – zbyła mnie. - Idę spać, bo jutro trzeba przygotować wszystko na twój przyjazd! Dobranoc.
          - Ale przecież nie mogłaś zasnąć – zwróciłam jej uwagę, ale po drugiej stronie nikt nie odpowiadał. - Halo? Mamo?
          Zerknęłam na ekran, na którym widniał napis „Połączenie zakończone”. Zdaje się, że dzień dzisiejszy nie będzie taki radosny.

***

          Następnego dnia około godziny osiemnastej Luke zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe i przetoczył się do salonu, po czym padł na kanapę. Siedziałam na dywanie w tym samym pomieszczeniu, próbując setny raz dodzwonić się do swojej rodzicielki, niestety wciąż z marnym skutkiem. Chłopak zerknął na mnie, kiedy odrzuciłam telefon, który potoczył się po podłodze przez chwilę.
          - Co się stało? - zapytał zmęczonym głosem.
          - Od wczoraj nie mogę się dodzwonić do mamy – westchnęłam. - A kiedy z nią ostatni raz rozmawiałam, jakoś dziwnie się zachowywała. Martwię się.
          - A dzwoniłaś do Grace? Może ona coś wie.
          - Tak, powiedziała, że dzisiaj do niej zajrzy – odparłam.
          Patrzyliśmy przez chwilę na siebie, ale zaraz potem podniosłam się szybko i pobiegłam do sypialni. Wyciągnęłam z szafy dwie walizki i zaczęłam do nich pakować wszystkie potrzebne rzeczy. Nie starałam się składać ich zbyt dokładnie – niektórych w ogóle nie składałam -, by jak najszybciej zapełnić obie torby.
          Luke pojawił się w drzwiach, uchylając je, by móc mnie swobodnie widzieć. Gdy na niego spojrzałam, miał ściągnięte brwi, lecz trochę nieobecny wyraz twarzy. Zignorowałam go i dopięłam pierwszą walizkę, po czym zaczęłam zapełniać drugą. Wstałam, chcąc pójść do łazienki po kosmetyki, ale w połowie drogi do wyjścia z pokoju chłopak złapał mnie za nadgarstki i pociągnął za sobą. Usadził mnie na łóżku i usiadł naprzeciwko mnie.
          - Spójrz na mnie, Alison – powiedział stanowczo.
          Nie chciałam go posłuchać; w głębi mnie wciąż buzowała adrenalina i strach przed najgorszym. W końcu jednak zacisnęłam dłonie w pięści i spełniłam jego prośbę. Jasnoniebieskie oczy, choć zmęczone, były tak samo piękne, jak zwykle. Lekki błysk odbijającego się światła w ich kącikach i rozszerzone źrenice dorównywały urokiem barwie tęczówek. Szereg gęstych czarnych rzęs oplatał je z każdej strony. Gdyby chłopak nie zaczął mówić, pewnie dalej wymieniałabym szczegóły jego twarzy.
          - Posłuchaj mnie – szepnął delikatniej. - Uspokój się, zaraz wszystko się wyjaśni. Będzie dobrze.
          - Skąd możesz wiedzieć, że coś się nie stało? - prychnęłam.
          - Nie mogę – chwycił mnie za obie dłonie. - Ale co innego mogę w tej sytuacji powiedzieć?
          Jego ton przez cały czas był opanowany, jakby ćwiczył to przez lata. Może było to też spowodowane męczącym dniem w pracy albo po prostu nie chciał mnie jeszcze bardziej denerwować. Nie wiem. Wiem, że rzeczywiście uspokoiłam się, chociaż przed chwilą miałam ochotę go uderzyć za tej błahy tekst, który w większości przypadków nic nie znaczy. W tym przypadku jednak znaczył, bo wiedziałam, że Luke nie chciał, bym była smutna. Nie mógł wiedzieć, co się stało i dlaczego moja mama nie odbiera ode mnie telefonów, ale wiedział, że jeśli będę się o nią martwić i zacznę panikować, to nic dobrego z tego nie wyniknie.
          - Chodź ze mną do salonu, obejrzymy jakiś film – wstał i pociągnął mnie za sobą. - W końcu jutro mają mi cię zabrać.
          Pokręciłam głową i dałam się pocałować, lecz nie na długo, bo Blondyn zaczął mnie ciągnąć z powrotem do pokoju dziennego. Zatrzymał się na środku, wciąż trzymając mnie za ręce.
          - Ali, obiecasz mi, że gdy wrócisz, nie będziesz się na mnie wściekać? - spytał.
          - Dlaczego miałabym się na ciebie wściekać? - zdziwiłam się.
          Uśmiechnął się i spuścił głowę. Uścisnął mocniej moje dłonie, a ja wypuściłam jedną z nich i dotknęłam jego policzka. Podniósł na mnie swój wzrok, więc mogłam odwzajemnić jego uśmiech. Opadłam na posłanie i przesunęłam poduszki bliżej siebie.
          Kiedy rozsiadłam się koło niego na kanapie, zadzwonił mój telefon. A konkretnie krzycząca Grace.
          - Alison!


Rozdziały będą dodawane w nierównych odstępach czasu. Jeśli macie jakieś pytania do mnie, śmiało piszcie na twitterze tu albo na asku tutaj (nie jestem zbyt często na asku, więc jeśli chcecie pilnej odpowiedzi to łatwiej znaleźć mnie na tt).
Przypominam, że spam, pozostawiony gdzie indziej niż w wyznaczonej zakładce, będzie usuwany.
Tropicselly