środa, 15 stycznia 2014

Rozdział szósty




          Obudził mnie hałas. Żeby to był tylko hałas. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a ja otworzyłam oczy, będąc już całkowicie rozbudzona. Zwlokłam się na podłogę, z której jakoś wstałam i sprawdziłam wszystkie pomieszczenia, w których mógł być mój domniemany zabójca. Oparłam się bokiem o futrynę w wejściu do kuchni, gdzie kucał Luke zbierając z podłogi rozrzucone garnki. Na kuchence, w małym rondelku gotowało się mleko, a obok stało opakowanie płatków kukurydzianych. Gdy chłopak uporał się z wszystkimi naczyniami, wyprostował się i uśmiechnął się do mnie niemrawo.
          - Przepraszam, chciałem zrobić śniadanie – wytłumaczył skruszonym tonem, przygryzając lekko dolną wargę.
          Ruszyłam pewnym krokiem do blatu, mijając Luke'a i klepiąc go lekko po ramieniu. Wyciągnęłam z szafki dwie miski i nasypałam do nich trochę płatków. Wyłączyłam gaz pod podnoszącym się już mlekiem i chwyciłam jakąś ścierkę leżącą w pobliżu. Przelałam połowę do jednej, a połowę do drugiej miseczki i wstawiłam rondel do zlewu. Otworzyłam szufladę i podałam wciąż stojącemu na środku kuchni chłopakowi łyżkę. Wziął swoją porcję i zajął miejsce przy małym stoliku przy ścianie. Dołączyłam do niego, uśmiechając się lekko na zachętę.
          - Mam nadzieję, że jest zjadliwe – rzuciłam, nabierając na łyżkę kilka żółtych płatków. - Nie dosypałeś tam niczego, prawda? - spytałam, kiedy on nadal po prostu siedział i patrzył się na mnie. Ocknął się jakby z transu i bez słowa zaczął jeść przygotowany posiłek.
          Nagle z sypialni dobiegł mnie cichy dzwonek mojego telefonu. Zerwałam się szybko z miejsca i odebrałam, włączając od razu na głośnomówiący.
          - Hej Gracie. Co tam u ciebie? - przywitałam się z przyjaciółką, gdy przekraczałam próg kuchni.
          - Hej, dziewczyno! - odpowiedziała mi od razu, pogodnym głosem. - Przed chwilą wstałam i mam dla ciebie takiego newsa, że padniesz, mówię ci!
          Położyłam komórkę na stoliku i nakazałam chłopakowi ruchem dłoni, aby się nie odzywał. Ten uśmiechnął się, słysząc podekscytowany ton mojej przyjaciółki i przytaknął na znak, że rozumie.
          - Słucham, słucham, co tam dla mnie masz takiego ciekawego? - spytałam, ciekawa tego, co znowu wymyśliła.
          - A więc... - wprowadziła mnie w nastrój. - Znalazłam taki świetny zespół rockowy i normalnie już ich kocham! Są niesamowici. Jest ich czterech i nie zgadniesz skąd są. Z tej twojej Australii! - wykrzyknęła, na co zaśmiałam się. - Jeden z nich jest dosłownie boski! Taki wysoki blondyn. Musisz posłuchać jaki ma głos! Tylko od razu ci mówię, że ja go zaklepuję! - ostrzegła mnie, co skwitowałam kolejnym wybuchem śmiechu.
          Zerknęłam na Luke'a, który siedział cicho i patrzył na mnie, nie wyrażając żadnych emocji. Jeśli miałabym znaleźć jakąkolwiek to może odkryłabym resztki... strachu? Co jest? Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego pytająco, lecz on nie ruszył się nawet o milimetr.
          - Hej, jesteś tam Ali? - usłyszałam zaniepokojony głos Grace, więc odruchowo spojrzałam na telefon.
          - Ehm... tak, jestem – powiedziała, usiłując brzmieć w miarę normalnie. - Muszę już kończyć, Gracie. Pogadamy później.
          - Oh, ok. - wydukała trochę zawiedziona. - Na razie.
          Przycisnęłam czerwony przycisk i w tym momencie Luke poderwał się ze swojego miejsca i wyminął mnie, zdezorientowaną. Poszłam za nim i zobaczyłam go zakładającego w pośpiechu trampki. Założył swoją bluzę i podszedł do mnie, całując mnie delikatnie w policzek. Nacisnął klamkę i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

***

          Za oknem prószyły płatki białego śniegu, osiadając na końcu na zziębniętej ziemi i tworząc puchową pokrywę. Nie widać już było pożółkłej trawy, ani też parapetów za oknami. Co jakiś czas kręcili się tu ludzie, mijając się bez słowa i znikając za rogiem budynku. Życie tutaj było raczej spokojne, czasem przerywane odgłosem przejeżdżającego samochodu.
          Siedziałam na kanapie w salonie z kubkiem gorącej czekolady. Otuliłam się ciepłym sweterkiem w kolorach khaki i grubym szalikiem. Patrzyłam smętnie na czarną, skórzaną kurtkę leżącą na stoliku przede mną. Znalazłam ją dzisiaj, kiedy przekopywałam się między najróżniejszymi rzeczami pod łóżkiem. Zastanawiałam się jak mogę zwrócić ją jej właścicielowi.
          Minął prawie miesiąc odkąd ostatnio widziałam się z Luke'iem. Był jedyną osobą jaką tutaj znałam i po prostu zaczęłam odczuwać samotność. Nie rozumiałam, dlaczego nagle przestał do mnie pisać lub dlaczego następnego dnia po jego niezrozumiałym wyjściu nie przyszedł do mnie i nie zapytał czemu jeszcze nie ubrałam się, by wyjść z nim pobiegać. Zapominałam powoli jak wyglądał, chociaż wydawało się to absurdalne. Nie mogłam odtworzyć w pełni całego jego wyglądu i to przerażało mnie najbardziej. Że mogę o nim zapomnieć.
          Siedziałam więc na kanapie, popijając gorzką czekoladę i nie wiedziałam, jak mogłabym z powrotem zacząć się z nim widywać. Nie chciałam do niego dzwonić. Nie zrobiłam tego jeszcze tylko dlatego, że bałam się, iż nie będę wiedziała, co mam mu powiedzieć. Bo co mogłam, jeśli nie wiedziałam jaki był powód jego nagłego zniknięcia?

***

          Maszerowałam równym tempem, nie chcąc narazić się na zbytnie zmarznięcie, co było trudne przy uderzającymi w twarz płatkami śniegu i chłodnemu wiatrowi przedostającemu się przez i tak w miarę szczelnie zawiązany szalik. Kremowe botki trącały zbity w kulki śnieg na chodniku, powodując wyrzucanie go w powietrze i rozsypywanie się drobinek śniegu podczas upadku na twardą powierzchnię. Patrzyłam się to w białe kulki, to w ekran telefonu, pokazujący mi drogę. Nie musiałam być więc zbytnio zaangażowana w oglądanie okolicy, którą mijałam, gdyż i tak nie za bardzo miałam na to ochotę. Poprawiłam czapkę, która odsłoniła moje uszy i wystawiła je na działanie chłodnego zimowego powietrza. Znowu zima. A dacie wiarę, że jest początek czerwca?
          W pewnej chwili poczułam, że tracę równowagę i kompletnie zdezorientowana upadłam na ziemię, czując przeszywający ból w lewej łopatce. Zacisnęłam powieki, czując, że szaro-granatowe niebo nade mną wiruje. Wzięłam kilka oddechów i otworzyłam oczy, napotykając przed sobą jakiegoś chłopaka. Hmm... czemu mi to coś przypomina? Tylko wtedy nie było tak drastycznie. Nagle poczułam się niewiarygodnie zażenowana, uświadamiając sobie, że przed chwilą poślizgnęłam się - i na dodatek wywróciłam - na lodzie przed całkowicie obcym facetem, a moje policzki zapewne pokryły się soczystym rumieńcem, który i tak był widoczny przez aktualną temperaturę. Posłałam chłopakowi z brązowymi loczkami nieśmiały uśmiech modląc się w duchu, by mnie zrozumiał. Wyprostował się na nogach i wyciągnął w moją stronę dłoń, którą niepewnie ujęłam i za chwilę stała z nim twarzą w twarz. Dobra, Alison, tym razem się nie angażujemy.
          - Nic ci się nie stało? - zapytał, a z początku nie mogłam go zrozumieć przez jego mocny, australijski akcent. Patrzył na mnie przez szkła swoich okularów z grubymi, czarnymi oprawkami, a ja mrugałam szybko, nie chcąc patrzeć na niego zbyt długo, ponieważ mógł uznać to za nachalne. - Następnym razem po prostu patrz pod nogi, bo mogło się skończyć gorzej – zakończył z ciepłym uśmiechem wymalowanym na twarzy, chcąc zapewne dodać mi otuchy. Naprawdę było widać, że jest aż tak źle?
          - Dzięki – odparłam, chcąc jak najszybciej skończyć tą rozmowę. - Na pewno będę uważać.
          Pożegnałam go krótkim skinięciem głowy, odwróciłam się i szybkim krokiem zaczęłam się oddalać, ale w mojej głowie już tworzył się obraz tego chłopaka stojącego jak wmurowany w ziemię i patrzącego się na mnie z rozczarowaniem i smutkiem oraz wyciągniętą ręką w moją stronę, lecz nie wydającego żadnego dźwięku, jakby wstydził się cokolwiek powiedzieć. Zabrakło mi odwagi, by sprawdzić moje przypuszczenia i przyspieszyłam kroku, znikając za rogiem tak, jak nakazywał mi gps.

***

          Z tego co pamiętałam, znalazłam się przed odpowiednimi drzwiami. Nigdy nie sądziłam, że podniesienie ręki i naciśnięcie dzwonka może być tak trudne. Nie ze względów fizycznych, ale... emocjonalnych. Więc ociągając się jak mogłam wcisnęłam w końcu guzik i do moich uszu dobiegł stłumiony dźwięk dzwonka. Stukałam nerwowo opuszkami palców o prawe udo, czując pod nimi jedno z wielu wytartych miejsc na swoich jeansach. Przygryzłam dolną wargę, gdy drzwi się otworzyły, a w ich progu stanął średniego wzrostu chłopak i pierwszym co zauważyłam w jego wyglądzie były białe włosy. Białe. Nie blond, nie rozjaśniany blond, a nawet nie tleniony blond. Były po prostu białe. Grzywka spadała mu na lewą stronę a pojedyncze kosmyki uniesione były do góry, tworząc nastroszoną fryzurkę. Miał na sobie zwykłe, dresowe spodnie oraz podkoszulek, a ja zaczynałam się bać czy na pewno trafiłam pod właściwy adres. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie i już miałam się wycofać i powiedzieć jakieś słowa przeprosin, kiedy z głębi korytarza usłyszałam znajomy głos.
          - Michael, kto przyszedł? - zapytał Luke, a ja znana ze swoich głupich podejrzeń nabawiłam się dziwnego uczucia w żołądku.
          Zza pleców chłopaka wyłonił się nie kto inny, jak blondynek we własnej osobie. Jego twarz wyrażała szczere zdziwienie i jeśli mam mówić prawdę nie wiedziałam kompletnie jak mam się teraz zachować. Na ucieczkę już za późno, a mi odechciało się rozmawiać. Jedyne na co miałam teraz ochotę to: po pierwsze – zapaść się pod ziemię z powodu tych piekielnie czerwonych policzków, które pokrył rumieniec z zupełnie nieznanej mi przyczyny; a po drugie – znaleźć się natychmiast w swoim domu i udawać, że ta sytuacja w ogóle nie miała miejsca. Ani jedno ani drugie nie było łatwe do zrealizowania. Postanowiłam coś ze sobą zrobić i nie grać już niezdecydowanej, nieśmiałej dziewczyny, którą byłam do tej pory.
          - Mogę wejść? - spytałam wysokim głosem, stawiając mały krok do przodu.
          Michael – jak nazwał chłopaka Luke – odsunął się z pola mojego widzenia, jakby wiedział, że chciałam porozmawiać z przyjacielem w cztery oczy. Nie wiedziałam nawet czy mogłabym nazwać nas przyjaciółmi, ale inaczej nie potrafiłam tego opisać. Był w końcu pierwszą osobą, którą tutaj poznałam i od razu udało nam się nawiązać dobry kontakt. Poza tym byłam tu między innymi po to, by oddać mu jego kurtkę, którą dał mi prawie miesiąc temu. A właśnie, kurtka.
          - Oczywiście – zezwolił słabym tonem.
          Przepuścił mnie w drzwiach, które zamknął za mną, a ja miałam chwilę, by stwierdzić, że w tym mieszkaniu nic się nie zmieniło. Nawet jeśli widziałam je tylko raz w życiu.
          - Może usiądźmy – zaproponował chłopak, prowadząc mnie do pokaźnych rozmiarów kuchni.
          Po środku stał zwykły stół, a obok niego kilka krzeseł. Luke wskazał mi jedno z nich, więc usiadłam, czekając, aż zrobi to samo. Obrócił krzesło w ręku tak, że było dokładnie odwrotnie niż rzeczywiście powinno się na nim siadać. Jednak on postanowił złamać tę regułę, aby zaraz zawiesić ręce o oparciu, a brodę na ich skrzyżowaniu. Uśmiechnął się zachęcająco, na co ja sięgnęłam do torby przewieszonej przez ramię i wyjęłam z niej skórzaną kurtkę. Jego mina się nie zmieniła nawet wtedy, gdy z powrotem spojrzałam mu w oczy.
          - Przyniosłam twoją kurtkę – powiedziałam. - Zostawiłeś ją u mnie... - mój wzrok spoczął na dłoniach zatopionych w miękkim materiale. - ...a potem wyszedłeś. - dokończyłam, zaszczycając go tylko przelotnym spojrzeniem.
          Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy. Żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć albo zrobić. Wydawało mi się, że powietrze zgęstniało, a ja zaraz zacznę krzyczeć.
          - Co to ma być za milczenie? Lukey, może przedstawisz mnie swojej koleżance?
          Zwróciłam głowę w stronę stojącego przede mną chłopaka, tego z białymi włosami. Widok jego dobrego humoru wykrzywił kącik moich ust w coś na wzór uśmiechu. Usłyszałam za sobą szybki wdech i byłam pewna, że blondyn ocknął się z transu.
          - Alison, to jest Michael, mój współlokator. – zwrócił się do mnie, a chłopak wyciągnął dłoń z kieszeni spodni i podał mi ją w przyjaznym geście. - Mike, poznaj Ali.
          - Nic więcej? - spytał Michael. - Nie jest dla ciebie nikim, że mi o tym nie mówisz, czy mam się bać?
          Luke zerknął na mnie, jakby chciał zapytać mnie o pozwolenie, czy może coś powiedzieć.
          - To moja przyjaciółka.

***

          - Czekaj, czekaj. To ty jesteś ta od dachu? Nasłuchałem się o tobie tyle, że mało mi uszy nie odpadły!
          Zaśmiałam się, a Luke posłał mu mordercze spojrzenie, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
          - To ja – potwierdziłam, posyłając Michaelowi szeroki uśmiech.
          Rozmawialiśmy od dłuższego czasu i jak na razie nie dowiedziałam się nic, oprócz tego, że Mike ma świetne poczucie humoru. Całkiem zapomniałam o tym, że powinnam być zła na swojego przyjaciela za to jak zostawił mnie z poczuciem winy i częścią swojej garderoby na tak długo. Przy nich zdążyłam przywrócić na swoją twarz uśmiech i nawijać godzinami o błahostkach.
          Dzwonek do drzwi uciszył nas wszystkich, a Michael zaproponował, że otworzy temu komuś kimkolwiek jest.
          - Dziękuję, że przyszłaś – odezwał się Luke i dopiero teraz przypomniałam sobie, że rzeczywiście tu ze mną został. - Przepraszam, że tak nagle wyszedłem i nie w ogóle dawałem znaku życia. Zdążyłem się za tobą stęsknić.
          Gdybym miała opisać go w tym momencie jednym słowem użyłabym „słodki”. Ugh, „przesłodki”? Dlaczego wciąż coś mi nie pasowało?
          - Ostatnio szukałem tej kurteczki – wskazał palcem na ubranie, wiszące na oparciu mojego krzesła.
          - Pewnie nie powiesz mi, dlaczego tak nagle uciekłeś? - zapytałam, lecz nie dane mu było odpowiedzieć, gdyż w tej chwili do pomieszczenia wparowała rozgadana para.
          Mike patrzył z szerokim uśmiechem na niską dziewczynę, którą obejmował ramieniem w talii. Ona mówiła coś bez przerwy i zdawała się nie zauważyć mojej obecności. Zaczęła szukać czegoś w swojej torebeczce i gdy wyjęła z niej chusteczkę do okularów i spojrzała przed siebie, wreszcie mnie zobaczyła. Natychmiast wyrwała się z objęć chłopaka i podeszła do mnie, a ja wstałam i uścisnęłam jej dłoń.
          - Cześć, jestem Kristen – przywitała się z promiennym uśmiechem, którego trudno było nie odwzajemnić. - Dziewczyna Michaela.
          - Alison – odparłam, spoglądając na chłopaka i wracając z powrotem do niej. Przypomniały mi się ubrania, które zobaczyłam w szafie w którymś z pokoi w tym domu. Stało się tak dlatego, że stylem pasowały do tych, które miała na sobie dziewczyna. Chciałam uderzyć się w czoło za to, co wtedy sobie pomyślałam. - Ale mów mi Ali.
          Przytaknęła i zajęła miejsce na kolanach swojego chłopaka, czyszcząc dokładnie szkła w swoich okularach. Wyglądała bez nich śmiesznie, a zwłaszcza kiedy pochylała się i miała taką skupioną minę.
          - Więc Ali – zaczęła układając okulary na nosie i zdejmując z ramienia torebkę. - Idziesz na koncert do Metro Theatre* w następną sobotę?
          Tym pytaniem kompletnie zbiła mnie z tropu. Spojrzałam na Luke'a, chcąc znaleźć u niego jakieś wsparcie, lecz zobaczyłam tą samą minę, która widziałam miesiąc temu, podczas mojej rozmowy z Grace.
          - Hmm chyba nie – zachichotała dziewczyna, niezrażona nieudaną próbą. - Możesz iść ze mną, jeśli chcesz.
          - Tak, to całkiem dobry pomysł, Ali – poparł ją Michael.
          - Bardzo chętnie – zgodziłam się i zdążyłam zaobserwować reakcję mojego przyjaciela. Był zmieszany, ale powoli zaczął godzić się z tym, że zapadła taka, a nie inna decyzja.
          Chłopak z białymi włosami szepnął coś na ucho Kristen, a oboje podnieśli się z miejsca i ruszyli w stronę wyjścia z kuchni. Kiedy już prawie zniknęli, Mike wychylił się jeszcze, chwytając się dłonią futryny.
          - Szykuj się, Luke, bo musisz zrobić jak najlepsze wrażenie – powiedział, uśmiechając się do niego, czym wzbudził u mnie wielką dezorientację.

*klub muzyczny w Sydney


Dobry wieczór :)
Chciałam tylko powiedzieć, że nie sprawdzałam tego rozdziału i nie wiem czy są w nim jakieś błędy oraz to, że postanowiłam wziąć się za siebie i nie zaniedbywać Was, więc gdybym się spóźniała lub cokolwiek możecie napisać do mnie na twitterze i na mnie nakrzyczeć, bo może wtedy zrozumiem, że Was rzeczywiście zaniedbuję.
Do zobaczenia przy następnym rozdziale i liczę jednak na jakieś Wasze opinie xx.
Ola.

niedziela, 5 stycznia 2014

Liebster Blogger Award

Już wiele razy przyznawano mi tę nagrodę i nie mam już kogo nominować do niej, więc postanowiłam tylko odpowiedzieć na pytania i podziękować Carolaa_21 i http://love-and-puredestiny.blog.pl/ za nominację.

Zasady:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Pytania od Carolaa_21:
Jaki jest twój ulubiony kawałek do słuchania przed snem?
Zdecydowanie Katy Perry - Double Rainbow.
Czy masz swoją ulubioną kreskówkę? 
Nigdy się nad tym zbytnio nie zastanawiałam, ale jeśli miałabym już wybierać to obstawiłabym Toma i Jerry'ego.
Skąd pomysł, żeby założyć bloga?
Któregoś leniwego poranka, leżąc w łóżku, zaczęłam sobie wyobrażać pewną sytuację (której zdradzić nie mogę, ponieważ wygadałabym się co do koncepcji opowiadania) i po kilku dniach stwierdziłam, że fajna by była z tego historia. Zaczęłam pisać i przy drugim rozdziale pomyślałam, że mogę założyć bloga, żeby więcej osób mogło ją przeczytać.
Czy masz zwierzaka, jak ma na imię?
Aktualnie nie mam żadnego zwierzaka.
Co sprawia, że uśmiechniesz się nawet, gdy masz zły dzień? 
Uśmiech idola lub widok jego szczęścia. Albo wiedza, że ktoś się o mnie troszczy.
Jaki jest twój wymarzony prezent gwiazdkowy?
Chciałabym pojawić się na koncercie, któregoś z moich idoli. Inne prezenty nie są materialne, więc nie będę ich zaliczać.
Miasto, które chciałabyś odwiedzić?
Chciałbym zwiedzić Sydney i Rio de Janeiro.
Kiedy założyłaś swojego pierwszego bloga?
Swojego pierwszego bloga założyłam z przyjaciółką w kwietniu tamtego roku.
Najwcześniejsze zauroczenie w chłopaku z boysbandu jakie pamiętasz to…
Kiedy zobaczyłam Louisa w teledysku do One Thing.
Czy masz kogoś kto cię inspiruje do tworzenia? Kto to?
Zazwyczaj inspiracja przychodzi sama, lecz osobą, od której zaczęła się moja przygoda z pisaniem jest Joanne Kathleen Rowling.
Gitara czy perkusja?
Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie mam styczności z ani jednym, ani drugim instrumentem, ale jeśli już mam wybierać, to perkusja.


Pytania od http://love-and-puredestiny.blog.pl/:
Twoje największe marzenie?
Zamieszkać w jakiejś małej wiosce w Australii i prowadzić małą, przytulną bibliotekę. Może wydać jakąś książkę? Kto wie...
Ulubione miejsce, gdzie się relaksujesz?
Schody na rzeką i powiew chłodnego wiatru.
Blondyn czy brunet?
Obojętne, ważne, żeby miał charakter.
Morze czy góry?
Morze.
Gdybyś wylądowała na bezludnej wyspie, jakie 3 rzeczy miałabyś ze sobą?
Nóż, filtr do wody i kamizelkę ratunkową.
Jedno życzenie do złotej rybki?
Być szczęśliwa.
Masz zwierzaka? Jak się nazywa?
Odpowiedź wyżej.
Kiedy miałaś swój pierwszy pocałunek?
Nie miałam i raczej prędko nie będę miała.
Twoja ulubiona zabawka z dzieciństwa to…?
Dwa ogromne miśki.
Ulubione imię męskie i żeńskie?
Polskich nie mam, ale z angielskich to Ashton i Louise.
Dlaczego blog, a nie zeszyt?
Dlatego, żeby wszyscy mogli czytać moje historyjki i dlatego, że na komputerze jest wygodniej pisać.




PS Nowy rozdział pojawi się w ciągu kilku dni. Jest w trakcie pisania. Do zobaczenia!

Ola.
Tropicselly