czwartek, 22 maja 2014

Rozdział jedenasty


  - Koszule powieś na wieszaku w szafie! - krzyknęłam z kuchni do krzątającego się między sypialnią a łazienką Luke'a. - Przepraszam, mamo, nie wiedziałam, że on jest aż tak niesamodzielny - zaśmiałam się do słuchawki, na co kobieta zareagowała tak samo.
  - Czyli co, przywozisz go do nas na święta? - spytała, ciesząc się, że będzie mogła gościć w swoim domu.
  Jednak ja nie miałam dla niej tak dobrych wieści, a za wszelką cenę nie chciałam psuć jej świetnego humoru. Wiedziałam, że będzie jej przykro, ale niestety nic nie mogłam na to poradzić.
  - Mamuś, Luke zapewne nie przyjedzie ze mną, bo ma w tym terminie ostatni koncert i później prawie codziennie siedzi z chłopakami w studiu - starałam się go usprawiedliwić, układając szczere argumenty tak, by mówiły same za siebie.
  - Przepraszam, pani McClaine! - stłumiony głos Blondyna dotarł z pokoju, który od dziś miałam z nim dzielić.
  - Luke cię przeprasza, mamo - przekazałam rodzicielce wiadomość.
  - No trudno, ale powiedz mu, że jak cię nie będzie ma do ciebie albo do mnie chociaż dzwonić! - zadecydowała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
  Chłopak wpadł do kuchni i zaczął się rozglądać. Złapał pierwsze z brzegu jabłko i wyszedł z pomieszczenia, uprzednio całując mnie delikatnie w policzek.
  - Nie martw się, mamuś, on i bez mojego nakazu będzie dzwonił co pięć minut.
  Zanim zakończyłam połączenie, rozmawiałyśmy jeszcze trochę, obgadując szczegóły mojego przyjazdu i tego, co zamierzamy tam robić, choć wszystko było zaplanowane już kilka miesięcy temu. Upewniłyśmy się, że u obu z nas jest w porządku i dopiero wtedy mogłam się rozłączyć. Westchnęłam ciężko, kręcąc z uśmiechem głową na nadopiekuńczość własnej matki.
  Ponownie Blondyn pojawił się w wejściu do kuchni, patrząc na mnie z pocieszającym uśmiechem. Opierał się głową o ścianę, wyglądając jednocześnie na zmęczonego. W pewnej chwili odbił się od powierzchni i, powłócząc nogami, zmierzał w moim kierunku.
  - Rozpakowałem mniej więcej wszystko - powiedział i pochylił się nade mną, by pocałować mnie delikatnie w czoło.
  Gdy spoglądałam na niego, myślałam o naszym pierwszym spotkaniu i o tych następnych. O tym ile wydarzyło się w tak krótkim czasie i o nim krzątającym się po mojej kuchni, która nie jest już tylko moja, ale też i jego. Nigdy nie pomyślałabym, że przez kilka miesięcy uda mi się nadrobić całkiem spory fragment życia, który z drugiej strony wcale nie musiał zacząć się właśnie teraz.
  Odwrócił się, odgryzając kolejny kawałek jabłka i patrzył się tak dopóki nie sprowadził mnie na ziemię zdaniem:
  - Nie odbierzesz?
  Zamrugałam kilkakrotnie i zrozumiałam, że rzeczywiście dzwoni mi komórka. Te telefony będą się dzisiaj urywać do końca dnia. Kto tym razem?
  - Alison, gadałam z Claire! - oznajmiła, lecz zabrzmiało to co najmniej jak ostrzeżenie. - Co ty sobie wyobrażasz? Nie dość, że kompletnie nie wiem kogo miałaś nam przedstawić w święta, to na dodatek się okazuje, że jednak tego nie zrobisz! A wiesz co jest najgorsze? - Grace rzucała ironią na prawo i lewo, nie dając mi dojść do słowa. - Że twoja mama nie chce mi powiedzieć dlaczego! Ja też powinnam wiedzieć o takich rzeczach! Chcesz, żebym znowu się na ciebie obraziła? - ostatnie zdanie wypowiedziane było żartem i mogłam być pewna, że tym razem nie byłoby tak źle z  przekonaniem jej do mojego zdania.
  A to, że tylko moja mama wiedziała kim tak naprawdę jest Luke, było w pewnym rodzaju przyjemne. Teraz ja mogłam się poszczycić własną małą tajemnicą. Oj, gdyby ona była taka mała...
  - A co ci powiedziała? - spytałam przyjaciółki, gdy przestała w końcu mówić.
  - No tylko, że przyjeżdżasz sama, bo twój chłopak nie może, bla bla bla. Tak w ogóle „twój chłopak” brzmi nieźle, nie? - zachichotała. - „Chłopak Alison”. No nareszcie. Jestem z ciebie dumna, wiesz?
  - Nie przesadzaj, dobrze? - zaśmiałam się cicho. - Prędzej czy później się dowiesz. A tak poza tym to która jest u ciebie godzina? Pierwsza czy druga w nocy?
  - Teraz ty nie przesadzaj. Dopiero wpół do pierwszej.
  Chłopak przez cały czas patrzył się na mnie rozmyślając zapewne, o czym tym razem opowiadała moja nieobliczalna przyjaciółka z piekła rodem.

***

  Zanim zdążyłam zakończyć połączenie z Grace i wyciszyć telefon, by wreszcie mieć chwilę spokoju, Luke zdążył cztery razy wejść i wyjść z kuchni, podczas gdy ja siedziałam wciąż w tym samym miejscu, gapiąc się w okno i potakując na opowieści i pytania dziewczyny. Nie denerwowało mnie to, ani nie miałam jej tego za złe, ale byłam zmęczona ciągłym trzymaniem telefonu przy uchu, a byłam zbyt leniwa, by włączyć tryb głośnomówiący. Tak więc od razu po przeszło godzinnej rozmowie z przyjaciółką udałam się do sypialni, gdzie natychmiast, bez patrzenia na skutki, opadłam na mięciutkie łóżko. Wzięłam kilka głębokich wdechów – jeśli w ogóle można było tak je nazwać przez przylegającą do moich ust poduszkę.
  Po krótkim czasie ocknęłam się wciąż w tej samej pozycji, na tym samym wygodnym łóżku. Musiałam się zdrzemnąć, ale nie wiedziałam ile mogłam tak leżeć, choć zdawało się, że kilka minut. Obróciłam się na bok i zobaczyłam blondyna siedzącego na kręconym krześle pod oknem. Spał, a wyglądał wtedy naprawdę przekomicznie, gdyż głowa odchyliła mu się do tyłu, a usta miał szeroko otwarte. Powstrzymałam się od śmiechu i po cichu wstałam, po czym podeszłam do niego, starając się nie wywołać żadnego dźwięku, który mógłby go obudzić. Jednak w pewnej chwili wydał z siebie pojedyncze chrapnięcie i otworzył oczy, patrząc prosto na mnie. Uśmiechnęłam się niewinnie, na co nie zdążył nawet zareagować, gdyż do naszych uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi. Chłopak przygryzł wargi i podniósł się z krzesła, chwytając po drodze moją dłoń. Zapewne nie uważał, że powinien sam otwierać te drzwi. A zresztą kto pojmie Luke'a Hemmingsa...
  Zatem zmuszona byłam sama otworzyć naszym gościom, którym okazali się być Kristen i Michael z nieodzownymi białymi włosami. Ostatnio często spotykaliśmy się w mieszkaniu chłopaków albo na spacerze i prowadziliśmy długie rozmowy zazwyczaj nie prowadzące do niczego konkretnego, ale właśnie to lubiliśmy we wspólnie spędzanych popołudniach.
  - No, nareszcie na swoim, dzielne dzieciaczki – uśmiechnęła się Kristen, przechodząc obok nas, gdy przekraczała próg mieszkania.
  - Ej! - zaprotestowaliśmy jednocześnie z Luke'iem, za co tylko ja zostałam nagrodzona kuksańcem od Mike'a. - To nie fair! - dodałam, na co chłopak wzruszył ramionami.
  - Nie posiedzimy sobie za długo, bo właśnie mamy zamiar wyciągnąć Was na spacerek i nawet mi się nie ważcie odmawiać – oznajmiła dziewczyna i poczęła wyganiać nas, wymachując rękami. - No już, iść się przebierać. Na dworze jest dosyć ciepło.
  Z racji tego, że był początek listopada, co w Australii oznaczało już teoretycznie lato, byłam bardzo zadowolona, ponieważ mogłam nosić swoje ulubione szorty. Rzadko kiedy zakładałam je w Londynie, a teraz miałam do tego prawo jak najczęściej. Dlatego z radością wpadłam do sypialni od razu rzucając się na szafę z ubraniami. Wygrzebałam z jej dna te ulubione dżinsowe spodenki z poszarpanymi nogawkami i błękitną bokserkę z logo jakiejś nieznanej mi zbyt bardzo firmy. Po krótkim namyśle otworzyłam szufladę, z której zabrałam srebrne pilotki. Spojrzałam na Luke'a, który był już ubrany i naprawdę nie mogłam uwierzyć, kiedy udało mu się to zrobić.
  - Teraz nie podglądaj – powiedziałam i nie pozwoliłam mu zaprotestować, chociaż widziałam, że bardzo chciał.
  Odwrócił się plecami do mnie i w tym czasie starałam się jak najszybciej założyć na siebie wszystkie ubrania. Na koniec splotłam włosy w wysokiego kucyka i założyłam okulary.
  - I jak wyglądam? - spytałam, a chłopak, gdy tylko się odwrócił, podszedł do mnie, uśmiechnął się i złożył na moich ustach krótki pocałunek.
  - Jest ślicznie – przyznał.
  - Pewnie dlatego, że są takie krótkie – podpuściłam go, wspominając o spodenkach.
  Odwróciłam się i już miałam wychodzić, gdy poczułam ramiona chłopaka oplatające się w mojej talii, a potem przysunął on usta do mojej szyi.
  - Zawsze wyglądasz pięknie – powiedział. - Zabraniam ci myśleć inaczej.
  Pocałował mnie w policzek i złapał moją dłoń, po czym dołączyliśmy do pary czekającej w korytarzu.

***

  - Nogi mi już odpadają – żaliłam się któryś raz z kolei po półtoragodzinnym włóczeniu się po mieście. Na domiar tego wszystkiego nie miałam kompletnie pojęcia gdzie idę, ponieważ dzisiejszymi przewodnikami byli Kristen i Michael.
  - Nie narzekaj, to już niedaleko – powiedziała dziewczyna, poprawiając okulary na swoim nosie.
  - No jasne – odparłam, choć nie wierzyłam jej w najmniejszym stopniu.
  Budynki, które mijaliśmy zaczęły wydawać mi się znajome. Lecz ostatnio, gdy je widziałam, słońce już zaszło za horyzont i nie chciało mi się nawet czytać napisów na szyldach. W końcu para przed nami zatrzymała się i zwróciła w naszą stronę.
  - Tu chyba kończy się nasz udział – powiedział Michael, obejmując Kristen w talii. - Miłego wieczoru życzę.
  - I ja również! - krzyknęła dziewczyna na odchodne, a ja wreszcie mogłam przyjrzeć się okolicy.
  Przed restauracją nadal stały okrągłe stoliki, a przy nich ludzie popijali kawę lub zadowalali się kolacją bądź jakimś ciastem. Rozmawiali, śmiali się, a ci, którzy siedzieli samotnie zajęci byli czytaniem gazety lub przeglądaniem czegoś na swoich telefonach. W oknach wisiały te same bordowe zasłony, a na drzwiach tabliczka z godzinami otwarcia i zamknięcia lokalu. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wieczoru spędzonego z Lukiem pod gwiaździstym niebem właśnie w tym miejscu.
  - Znów masz zamiar zaciągnąć mnie na dach? - spytałam chłopaka, patrząc w jego oczy, w których zagościł znajomy błysk.
  - To może poczekać – puścił mi oczko i nagle zaczął biec w stronę, w którą udali się Mike ze swoją dziewczyną.
  - Możesz mi kiedykolwiek coś powiedzieć zanim zaczniesz uciekać? - zapytałam z trudem przez uderzające w moją twarz ciepłe powietrze.
  On tylko się zaśmiał i zaraz skręcił w jakiś zaułek między budynkami. Docierało tu mniej światła niż gdzie indziej ponieważ był to tylko niewielki odstęp, ścieżka, którą ludzie chodzą na skróty do swoich domów, by nie zawracać sobie głowy pokonywaniem kilometrów. Jednak Luke miał w tym swoją intencję i wiedziałam to, ponieważ zdążyłam się nauczyć, że każdy element jego planu jest szczegółowo dopracowany i ma swoje znaczenie. Tym fragmentem prawdopodobnie chciał mnie zniechęcić i wystraszyć.
  Chwilę potem wybiegliśmy na otwarty teren. Wokół była tylko wysoka trawa, której nigdy nie przeszłabym sama. Nawet z kimś bym jej nie przeszła. Była po prostu zbyt wysoka. Gdy chłopak podszedł bliżej granicy tego okropnego gąszczu stwierdziłam, że spokojnie zmieszczę się pod nim, a końcówki kłosów będą wystawać ponad moją głowę. Mówiłam tak, gdyż wiedziałam, że tam wejdziemy. Byłam na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna. W sumie nie od dzisiaj znam tego szalonego blondyna.
  Tak jak przewidywałam chłopak wszedł pomiędzy trawę, lecz puścił moją rękę i zaraz straciłam go z oczu. I właśnie w tym momencie ogarnął mnie strach. On nie mógł tak po prostu tam pójść i nic nie powiedzieć. Wracaj Luke, proszę, wracaj. Boże, co ja zrobiłam? Dlaczego tyle myślę? Było nie myśleć, tylko działać.
  O co chodzi, Luke?


Witam, cześć i czołem. Chciałam tylko oświadczyć, iż nie musicie się niepokoić o zakończenie tego rozdziału, gdyż dalszy ciąg pojawi się w rozdziale następnym. Więcej ode mnie dowiecie się przy następnej okazji, bo mam kilka spraw do obgadania. Do napisania xx

sobota, 3 maja 2014

Kolejne Liebster Awards

Jest mi ponownie niezmiernie miło przyjąć nominację do Liebster Blogger Award. Tym razem muszę podziękować bloggerce o pseudonimie suenesica z bloga www.lovewithgingerhair.blogspot.com
Jednakże po raz kolejny będę musiała przeprosić za naciągnięcie regulaminu rozdawania nagród i zdołam tylko odpowiedzieć na pytania.

1. Czy pojawiła się w Twoim życiu pewna osoba, która przekonała Cię do założenia bloga?
Nie. Gdy zakładałam pierwszego bloga, to ja nakłaniałam przyjaciółkę, by weszła w to razem ze mną.
2. Co chcesz osiągnąć poprzez pisanie bloga?
Doświadczenie i styl pisania.
3. Czy wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
Być może, ale na pewno nie będzie miało ono charakteru pierwszoplanowego.
4. Jaka istniejąca już książka jest najbliższa Twojej aktualnej twórczości?
Staram się nie porównywać swojej twórczości do twórczości wybitnych pisarzy i w ogóle pisarzy.
5. Czy osoby z Twojego towarzystwa doceniają Twoją pasję, czy też nie mają o niej pojęcia?
Chyba raczej doceniają :)
6. Lubisz czytać fanfiction z innych blogów? 
Czytam tylko dwa fanfiction i oba lubię jednakowo.
7. Czy jest jakiś film lub książka, które w szczególny sposób zainspirowały Cię do prowadzenia bloga?
Nie.
8. Czy spodziewasz się rosnącej liczby czytelników?
Emm, staram się zachęcać innych do czytania tego, co udaje mi się wyskrobać i liczba czytelników zależy też po części od stopnia mojego lenistwa :)
9. Kawa czy herbata?
Zdecydowanie kawa.
10. Piszesz przy muzyce czy też w całkowitej ciszy? Jeśli przy muzyce - przy jakiej?
Najczęściej piszę w ciszy.
11. Czy bierzesz do siebie sugestie czytelników dotyczące tego co piszesz?
Wolę pisać od początku do końca po swojemu.

Tym sposobem zapełniłam kawałek nudnego wieczoru i dowiedziałam się kolejnych kilku rzeczy o sobie. Dziękuję za pytania.

Co do rozdziału 11 - nie pytajcie, kiedy się pojawi. Nie lubię odpowiadać, bo wtedy zapeszam, a później Was zaniedbuję i zaniedbuję ten blog. Czekajcie cierpliwie, a może i mnie uda się znaleźć trochę motywacji. Trzymajcie się x

piątek, 2 maja 2014

Rozdział dziesiąty


*Wyślij*

  Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu i zablokowałam go. Potem przeniosłam swój wzrok na Luke'a, którego również obdarzyłam uśmiechem. Po jego twarzy błąkał się podstęp ustępujący uczuciu, z którym nikt nigdy na mnie nie patrzył. Była to troska połączona z tą nieznajomą emocją, która rozczulała serce. Miło było pomyśleć, że człowiek, którego znasz tak krótko może żywić do ciebie uczucia, których nie doświadczyłaś przez całe swoje osiemnastoletnie życie.
  Szliśmy ciemną ulicą w stronę przystanku autobusowego, niecierpliwiąc się na reakcję Grace na to, co otrzymała. Chłopak mocniej splótł nasze palce, wciąż wpatrując się w mój profil. Ja natomiast co chwila zerkałam w stronę swojej komórki, jakby patrzenie na nią miało przyspieszyć dostanie odpowiedzi. W pewnej chwili usłyszeliśmy znajomy dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie zdążyłam jej nawet odczytać, gdyż ekran zajęło śmieszne zdjęcie Gracie i dwa przyciski, którymi można potwierdzić lub odrzucić połączenie. Próbując się nie śmiać, odebrałam, a po drugiej stronie słuchawki od razu usłyszałam wściekły głos dziewczyny.
  - Alison, czy ty masz mnie za idiotkę? Chciałam zdjęcie twojego chłopaka, a nie Luke'a z 5SOS! Myślałaś, że jak wyślesz mi jego zdjęcie to przestanę się na ciebie obrażać?! - trochę się w tym momencie przestraszyłam. Nie chciałam, żeby Grace nadal była na mnie zła za taką głupotę. Poza tym spełniłam jej życzenie, a ona zwyczajnie nie chciała mi uwierzyć, że poznałam chłopaka z jej ulubionego zespołu. Doszłam do wniosku, że choćby nie wiem co będę ją utwierdzać w tym, że ma rację, a prawdę pozna dopiero wtedy, gdy pozna go osobiście. Nigdy nie byłaś taka podstępna, Alison. - Otóż przestanę. Poprawiłaś mi humor, dzięki, kochana – oznajmiła, natychmiastowo zmieniając ton głosu na zadowolony.
  Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia, że jedno głupie zdjęcie może załatwić wszystko. Wpatrywałam się w chłopaka stojącego obok mnie z wytrzeszczonymi oczami, ale gdy zobaczyłam, że nie wie jak się zachować, natychmiast spuściłam wzrok. Kurde. Pokręciłam głową i poczułam, że coś ciągnie mnie za rękę. Zaraz potem uderzyłam w Luke'a, który zapewne sam chciał, by tak to się skończyło. Automatycznie zaasekurowałam się, kładąc dłoń na jego torsie, lecz gdy powoli podnosiłam wzrok, ona uparcie tam pozostawała. Nawet jeśli nie powinna. Jego dłoń natomiast spoczęła na moich plecach.
  - Jesteś z siebie zadowolona, Ali? - spytała w tym momencie Grace.
  Lecz Luke chwycił komórkę do drugiej dłoni, która nie była zajęta przytrzymywaniem mnie. Nacisnął na czerwoną ikonkę na ekranie, wciąż wpatrując się w moje oczy. W najbardziej nieodpowiednim momencie, bo gdy chciałam zacząć mówić, on zamknął moje usta pocałunkiem. Nie trwało to długo, gdyż od razu po tym, jak zdążyłam zmrużyć oczy oderwał się ode mnie. Spojrzał na mnie niepewnie, a wyglądał, jakby bał się mojej reakcji. W sumie nie dziwiłam mu się – nagle porwał się, żeby pocałować swoją przyjaciółkę. Zrobiło mi się go strasznie szkoda, zwłaszcza przed wzgląd na to jaki był teraz zaniepokojony. Nie mogłam znieść widoku Luke'a w takim humorze, więc nie zastanawiając się dłużej, przycisnęłam swoje usta do jego rozdygotanych warg. Uśmiechnęłam się, czując, że uspokoiła go moja nagła śmiałość. Nie wiem kiedy się to dokładnie zaczęło, ale stopniowo rozpierała mnie taka radość, że miałam ochotę krzyczeć. Przeszkodą było to, że całowałam się z jedynym chłopakiem, którego mogłam nazwać moim prawdziwym przyjacielem.
  Gdy wreszcie nie mogłam złapać oddechu, oderwałam się powoli od mojego przyjaciela, opadając na całe stopy. Nie pamiętałam nawet momentu, w którym stawałam na palcach, by dosięgnąć do tych słodkich ust, które było mi dane przed chwilą pożegnać. Miałam jednak nadzieję, że nie na długo. Patrzyłam na jego palce, które delikatnie muskały mój nadgarstek i powoli przestawałam rozumieć cokolwiek z zaistniałej sytuacji. Gdzie ja jestem? Która jest godzina? Czemu tu jest tak ciemno? Czy naprawdę przed chwilą stało się to, co myślę?! Wszystkie te pytania oraz wiele innych zadawałam sobie w myślach, aby wrócić do rzeczywistości, lecz nie potrafiłam. Całe to zajście było zbyt piękne, żeby mogło wydarzyć się naprawdę.
  - ALISON, DO CHOLERY JASNEJ!
  Niemal podskoczyłam słysząc ten krzyk, jednak był on dziwnie przyciszony. Przed moimi oczami pojawiła się moja komórka na dłoni Blondyna. I wszystko jasne. Złapałam telefon i przyłożyłam go sobie do ucha.
  - Gracie, przepraszam cię, nie chcę się już z tobą więcej kłócić. Nawet o takie głupoty, okej? Wybaczysz mi? - spytałam szczerze.
  - No tak, tak. Już dawno to zrobiłam – odparła, a wielki kamień leżący na moim sercu zsunął się w otchłań, której nigdy nie miałam zamiaru oglądać. - Ale nie myśl sobie, że ci odpuszczę, o nie! - dodała, jednak tym razem żartem.
  Rozłączyłam się z uśmiechem na ustach i schowałam telefon do kieszeni kurtki. Moje spojrzenie ponownie padło na błękitne oczy Blondyna, ale tym razem nie potrafiłam go utrzymać dłużej niż chwilę. Oboje zaczęliśmy się śmiać, a powód tego napadu radości był obojgu nam nieznany. Może po prostu lubimy to samo?

***

  Kiedy zaczęłam się rozbudzać, uderzył we mnie silny zapach kawy, a jasne światło w pokoju oraz dziwny dotyk pościeli sprawił, że natychmiast otworzyłam oczy. Pierwszym co zobaczyłam był jasnoniebieski kubek w serduszka i gwiazdki, a obok niego kilka herbatników, położonych na małym talerzyku. Znad gorącego napoju unosiła się para, co mogło świadczyć, że ktoś przyniósł ten poranny zastrzyk energii całkiem niedawno. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zdałam sobie sprawę z tego, iż znajduję się w sypialni Luke'a. Rolety były do połowy opuszczone, drzwi rozsuwanych szaf zupełnie nie na swoich miejscach, a na krześle w kącie leżała sterta rzuconych na szybko ciuchów. Jednak te szczegóły dodawały temu pomieszczeniu charakteru, nawet jeśli wyglądało jak pokój największego bałaganiarza na świecie. E tam, w sumie mogło być gorzej.
  Usiadłam po turecku, owijając się szczelnie kołdrą i wzięłam w dłonie kubek z kawą. Wypiłam kilka łyków napoju, który zawsze pijamy razem z chłopakiem, gdy przesiadujemy w tym domu. Znajomy smak spowodował, że rozluźniłam się i przestałam się martwić, że może tu wejść któryś z kolegów Luke'a, z czego mogłoby się wywiązać straszne nieporozumienie.
  W tej chwili drzwi powoli zaczęły się otwierać, by już za chwilę wyjrzała zza nich blond czupryna i śliczny uśmiech, który uformował się, gdy tylko chłopak zobaczył, że już nie śpię. Równie cicho zamknął wejście dla nieproszonych gości. Usiadł na skraju łóżka i wyglądał tak słodko w bordowej bluzce z rysunkiem wielkiego kota oraz krótkich spodenkach z dodatkowo podwiniętymi nogawkami.
  - Nigdy więcej nie śpię na materacu – oświadczył, wzdychając ciężko.
  Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że to powie. W głębi duszy miałam nadzieję, że spał obok mnie całą noc. I jeszcze poczułam się winna przez to, że ja miałam mięciutkie łóżko, a on musiał użerać się z niewygodnym materacem.
  - Dlaczego? - spytałam rozczarowana. - Przecież mogłeś spać tutaj.
  - Nie wypadało żebym ci się wpychał do łózka bez twojej wiedzy – wyjaśnił jasno, patrząc na mnie wciąż lekko nieprzytomnie.
  - Już raz tak zrobiłeś z tego co pamiętam – powiedziałam, za co dostałam poduszką.
  - Zapytałem! - miękki przedmiot wrócił na swoje miejsce, a ja tylko prychnęłam pod nosem.
  - Tak w ogóle to dzięki za kawę.
  - Nie ma za co – odparł, uśmiechając się lekko. - A tobie jak się spało? - spytał, sięgając do mojej twarzy, by założyć kosmyk włosów za ucho.
  - Okej, ale nie pamiętam, jak się tu znalazłam, więc chyba nie miałam zbyt wielkiego wyboru – odpowiedziałam.
  - Zasnęłaś w autobusie i nie chciałem cię budzić, więc przyniosłem cię tutaj, bo pomyślałem, że nie będę szukać w twojej torebce kluczy. Zresztą, pewnie i tak bym ich nie znalazł – zaśmiał się, wspominając mi o moim odwiecznym bałaganie w torbie. - Ty zdecydowanie za często zasypiasz. Ostatnim razem zasnęłaś w połowie filmu! A był taki dobry... - westchnął. - No, i wracając do wczoraj – stwierdziłem, że nie wypada mi spać razem z tobą, więc poszedłem do Michaela i wyciągnąłem jakiś materac. - W tym momencie ponownie westchnął, spuszczając wzrok na podłogę. Chwilę później spojrzał na mnie błagalnie, przechylając głowę w lewą stronę. - Proszę, nie każ mi tak spać nigdy więcej.
  Pokręciłam z uśmiechem głową na jego wręcz dziecinne zachowanie, które można było porównać do sytuacji, gdzie dziecko boi się spać samo i woli przyjść do mamy, by ta mogła obronić go przed duchami. Czyżbym pełniła rolę jego anioła stróża? Nie, raczej na odwrót.
  Nadal cicho śmiejąc się z pytania Luke'a pochyliłam się w jego stronę, by móc pocałować jego blade usta.

***

  - Powiedz Kristen, że jednak nie mogę przyjść do Was jutro. Przykro mi, ale muszę załatwić coś ważnego.
  Michael usiadł naprzeciwko mnie z gazetą, którą rozłożył na stole, lecz nie czytał jej.
  - A co to takiego ważnego? Randka? - spytał i gdy na niego spojrzałam puścił mi oczko.
  - Taa, można tak powiedzieć – odparłam niepewnie.
  - Czyli jednak?
  - Co „jednak”? - zdziwiłam się. Czyżby wiedział więcej niż mi się wydawało?
  - Jesteś z Luke'iem, tak? - sprostował swoje pytanie, a ja wręcz czułam jak na moich policzkach pojawia się rumieniec.
  Nastąpiło kilka stuknięć, więc szybko podniosłam głowę i ujrzałam wspomnianego chłopaka, opierającego się o ścianę przy wejściu do kuchni. Odepchnął się od powierzchni i począł zmierzać w stronę lodówki po drodze całując mnie w policzek. Następnie powitał uściskiem dłoni kolegę, na którego twarzy pojawiło się zrozumienie.
  - Czyli tak? - dopytywał mnie.
  - O co chodzi? - zapytał Luke odwrócony w stronę półek z jedzeniem.
  - Stary, masz dziewczynę i nic mi o tym nie mówisz? - odwrócił się w jego stronę, podpierając się przedramieniem o oparcie krzesła.
  Blondyn wrócił z jogurtem i zajął miejsce tuż obok mnie.
  - A jest w tym coś złego?


Hej Wam. Przed chwilą wstałam i od razu dodaję rozdział, ponieważ wczoraj, gdy go kończyłam nie miałam internetu :c Nie sprawdzałam go. Liczę na Wasze opinie, przepraszam za zwłokę i życzę Wam udanej majówki :)
Tropicselly