- Przestań tak mówić o Grace! Może i jest szalona, ale nie kontroluje mojego każdego kroku! - broniłam przyjaciółkę, podczas gdy Luke powstrzymywał się od śmiechu. Sama musiałam przyznać, że nie mogłam pozostać przy nim poważna dłużej niż dwie minuty.
- Założymy się, że zaraz zadzwoni? - był tak pewny siebie, że nawet wyzywający wzrok nie zrobił na mnie wrażenia. A co jeśli i tym razem ma rację?- Nie – postawiłam się jednak, gdyż nie mogłam pokazać, jak uległa jestem. - Może wy się zmówiliście przeciwko mnie i teraz robicie ze mnie idiotkę, co? - zatrzymałam się, dźgając go palcem wskazującym w tors okryty grubą, zimową kurtką.
Pokręcił głową, zaciskając wargi. Stał tak chwilę, patrząc mi prosto w oczy, po czym wyminął mnie i szedł dalej przed siebie, powłócząc nogami. Wywróciłam oczami i zaraz dogoniłam go, a gdy wykręcałam go w swoją stronę, widziałam ten zadziorny uśmieszek przyczepiony do jego twarzy. Grr, można za niego zabić. Nie, stop. Jeszcze raz. Przecież nie jesteś uległa.
- Luke, odpowiedz mi – nakazałam stanowczo.
- Trzy... dwa... jeden...
Moja komórka jak na zawołanie zaczęła dzwonić, przyprawiając mnie o zakłopotanie. Postanowiłam ją zignorować, zaciskając zęby. Ścisnęłam też dłonie w pięści i spojrzałam na chłopaka.
- Luke, proszę, odpowiedz na moje pytanie – zaczęłam, chcąc ściągnąć na siebie jego uwagę.
- Tak, skarbie?
Moje ciało przeszedł dreszcz, lecz zamknęłam oczy i postanowiłam odreagować tę nazwę później. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego ponownie.
- Czy ty i Grace się znacie?
Na jego twarzy zagościł uśmiech. Jeden z tych, które tak sobie upodobał. Ten, którym potrafił przyprawić o palpitacje serca. Ten, który podobał mi się najbardziej. Ale oprócz przecudnego uśmiechu nie dostałam nic. Tylko jego widok, zero informacji.
- Lukey... - starałam się nalegać, ale chyba na nic się to zdało, bo wciąż tylko stał i patrzył na moje zachowanie. On naprawdę lubił się ze mną droczyć. - Ej, to moja przyjaciółka. Chciałabym wiedzieć – najprawdopodobniej brzmiałam tak żałośnie, że nawet nie nie próbowałam sobie tego wyobrazić.
Ostatni raz kącik jego ust uniósł się ku górze i zostałam przyciągnięta do najsilniejszego i najbardziej opiekuńczego uścisku jaki słońce widziało. Zdążyłam się przyzwyczaić, że ten chłopak robi różne zaskakujące rzeczy, ale to nie pomogło w uspokojeniu się. Czułam się dziwnie, pomijając to, że nie mogłam oddychać. Nie tak dziwnie, że miałam ochotę go odepchnąć, lecz bardziej... nienaturalnie. Nie na co dzień przytula cię facet, który – no nie oszukujmy się – wywołuje u ciebie takie, a nie inne uczucia. Ale co najważniejsze – znając jego – prawdopodobnie robi to między innymi, by właśnie takie uczucia u ciebie wywołać. Wie o tobie więcej niż byś się spodziewała, a sama się wydajesz, nie umiejąc się wysłowisz, a gdy już coś powiesz, twój głos drży. Masz go wtedy ochotę wsadzić do klatki, żeby nie mógł razić swoim urokiem inne niewinne dziewczyny. Ale czy on na pewno chce nim razić inne dziewczyny?
- Luke – ledwie było mnie słychać, z racji tego, iż byłam przyciśnięta do niego i umożliwiało mi to normalne oddychanie.
- Tak, skarbie? - znów tak mnie nazwał. Tym razem nie zareagowałam w żaden sposób, tylko zaczęłam się kręcić, próbując się wyplątać z jego ramion.
- Znowu się przez ciebie spóźnię – wymknęłam się jakoś pod jego rękami i gdy już stałam przed nim, poprawiłam włosy i zaczęłam uciekać.
Biegłam jak najszybciej potrafiłam, oczekując jego reakcji i już po chwili rzeczywiście zostałam gwałtownie zatrzymana, poprzez mocny uścisk na nadgarstkach.
- Powiedzieć ci coś czego nie wiesz? - spytał, pomiędzy głębokimi oddechami.
Spojrzałam na niego pytająco, podczas gdy on przeniósł jedną ze swoich dłoni na moją własną i splótł nasze palce razem.
- Gram na gitarze – oznajmił, jakby była to dobrze skrywana tajemnica – cicho i tajemniczo, jak to tajemnica.
Zaczęłam się śmiać, ponieważ mówił, że powie mi coś, czego nie wiem, a o graniu na gitarze słyszałam na jednym z pierwszych wieczornych spacerów z nim.
Z powrotem szliśmy, pokonując pozostały, mały odcinek drogi do księgarni. Zatrzymał się przed samym wejściem tak, że ja stałam kilka stopni schodów wyżej od niego i tym samym patrzyłam mu prosto w oczy. Westchnął i wyciągnął wolną rękę w moją stronę, po czym odgarnął za ucho włosy, który przez przypadek opadły mi na twarz. Przy okazji dotknął mojego policzka i mogłam poczuć ciepło jego dłoni. Nie zdołałam powstrzymać małego uśmieszku cisnącego mi się na usta, za co srodze ukarałam się w myślach. Spuściłam głowę i usilnie wpatrywałam się we własne buty.
- Gram na gitarze – powtórzył zdanie sprzed minuty, opierając się na moim ramieniu, mając wygodne miejsce do cichych rozmów. - Ale nie sam.
Odsunął się, przygryzając dolną wargę. Powoli wycofywał się i ani na sekundę nie zerwał kontaktu wzrokowego. Dopiero, gdy był za rogiem, uświadomiłam sobie, że wstrzymuję oddech, a moja ręka położona jest na ramieniu, na którym przed chwilą spoczywała jego głowa.
***
- Alison! - wrzasnęła w pewnym momencie Grace tracąc cierpliwość. W trakcie kiedy ja miałam niezły ubaw, ona szukała coraz to nowych sposobów, żeby przekonać mnie do swojej racji, co bardzo ją denerwowało.
- Tak, psiółi? - zaświergotałam, udając te wszystkie słodkie dziewczynki, próbujące się podlizać nauczycielom i „przyjaciołom”.
- Nie rób sobie ze mnie jaj! Ja nie żartowałam! - z każdą chwilą oburzała się jeszcze bardziej i zaczynałam się niepokoić, czy aby nie mówi całkowicie serio. Nie chciałam, żeby obraziła się z tak błahego powodu.
- Gracie, błagam cię, po co ci to? - spytałam najdelikatniej jak potrafiłam.
- Bo jestem uparta i nie przestanę, dopóki nie dostanę tego, czego chcę. Koniec kropka – zastrzegła, a ja usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.
Westchnęłam, odrzucając komórkę na stolik, przy którym przyzwyczaiłam się spędzać przerwy obiadowe. Nie miałam pojęcia, że tej dziewczynie może aż tak bardzo zależeć na takiej głupocie. Miałam jednak nadzieję, że nie będzie długo strzelać fochów, bo z kim jak z kim, ale z nią rozmawia się najlepiej, a teraz, jeśli czegoś nie wykombinuję, nie będzie mi to dane.
***
Ostatni klient opuścił budynek księgarni, pozostawiając echo dzwoniącego gdzieś w oddali dzwonka. Powolne westchnienie opuściło usta Alison, dławiąc ją obecną chwilą. Uczucie, które towarzyszyło jej od kilku godzin było nie do zniesienia. Czekała tylko na moment, gdy wyjdzie stąd, by móc wyżalić się ze wszystkiego swojemu przyjacielowi. Liczyła na to, że przywita ją promiennym uśmiechem, który mógłby choć trochę poprawić jej humor. Później spytałby co się stało i czy może jej jakoś pomóc, a przez resztę wieczoru siedziałaby wtulona w jego bok i usnęłaby, kiedy jej głowa osunęłaby się na jego tors.
Długo jeszcze snułaby idealne scenariusze, lecz postanowiła ją ocucić jedna z dwóch dziewczyn, które kończą zmianę równo z blondynką.
- Ali?
Dziewczyna zatrzęsła się, odzyskując wzrok i pełną świadomość sytuacji. Spojrzała na koleżankę, która pochylała się nad nią i zrobiło jej się głupio.
- Przepraszam, zamyśliłam się - usprawiedliwiła się pierwszą wymówką z podstawowego słowniczka, która była jednocześnie prawdą.
- A o czym tak zawzięcie myślisz, co? - spytała druga, która właśnie gasiła światła na zapleczu. "Ta jak zwykle wtrąci swoje trzy grosze" pomyślała Alison, nawet nie odwracając się w jej stronę. - Znowu... - dodała po chwili, za co została ukarana srogim spojrzeniem przyjaciółki.
Krótko obcięta blondynka z piegami na twarzy pogłaskała Alison pocieszająco po ramieniu i odwróciła się z powrotem w stronę brunetki.
- Cher, ucieknie ci autobus - powiedziała, na co dziewczyna nie zareagowała od razu.
Podeszła niechlujnym krokiem do kosza i wyrzuciła do niego gumę, którą zawsze raczyła mieć w ustach. Podwinęła rękawy swojej skórzanej kurtki, przez co odsłoniła tatuaże pokrywające jej dłonie i przedramiona. Gdy wracała idealnie pokazywała bok głowy, który nie posiadał zbyt dużej ilości włosów, a raczej nie tak długich jak reszta. Były zwyczajnie zgolone. Nadawały dziewczynie drapieżnego charakteru, którego i tak jej nie brakowało chociażby poprzez sam ubiór. Nosiła zwykle glany i szerokie spodnie w tak zwane "wojskowe moro" oraz wcześniej wspomnianą skórzaną, czarną kurtkę i poszarpany t-shirt lub top. Wydawało się niemożliwe, by ta dziewczyna mogła kiedykolwiek założyć sukienkę. A Ali nawet nie próbowała sobie tego wyobrazić.
Ta ciekawa osoba właśnie opuszczała budynek bez słowa pożegnania, jedynie z ręką wyciągniętą wysoko w górę, machającą mocno, by upewnić się, że każdy widział jej gest i go zrozumiał. Dziewczyny, które pozostały w księgarni zachowywały nienaganną ciszę, przerywaną jedynie pustymi odgłosami tykającego zegarka i ich spokojnymi oddechami. Alison czekała na przyjazd swojego księcia z bajki, który zawiezie ją na swoim białym rumaku wprost pod same drzwi jej mieszkania, a jej towarzyszka na autobus. Jej bajka była trochę inna, lecz może kiedyś o niej usłyszycie.
- Słuchałaś nowej płyty naszych chłopców? - spytała księżniczka z dłuższą bajką. - Jest ge-nial-na - zaśmiała się, poprawiając swoje usadzenie na wysokim stołku.
- Jakich "naszych chłopców"? - zdziwiła się Ali.
- Nie no, kobieto, nie żartuj! Ty chyba jesteś z jakiejś obcej planety!
- Nie, z Wielkiej Brytanii - uśmiechnęła się.
- To akurat wiem, ale sądziłam, że zadomowiłaś się trochę bardziej.
- To powiesz mi o jakich chłopców chodzi? - zapytała, nie chcąc drążyć tamtego tematu.
- No, o 5SOS oczywiście! - powiedziała radośnie.
- O kogo, przepraszam?
- 5 Seconds of Summer - wyjaśniła nadzwyczaj spokojnie. Inni by już zwariowali. Zaraz, zaraz. Ta nazwa zabrzmiała dziewczynie dziwnie znajomo...
- Możesz powtórzyć? - Alison była pewna, że jednak ta urocza blondyneczka także oszaleje.
Dziewczyny dobiegł odgłos dzwonka informujący o przybyciu nowego klienta. Ali miała już krzyczeć, że księgarnia jest zamknięta, lecz przypomniała sobie, że mógł być to Luke, z którym miała w zwyczaju wracać z pracy. Uspokoiła się i miała wrócić do dopytywania się o zespół, lecz zamiast tego zdziwiła się widząc wyraz twarzy swojej koleżanki. Oczy dziewczyny mało nie wyszły z orbit, a usta otwierały się coraz szerzej i szerzej z każdą sekundą. W pewnej chwili zaczęła potrząsać rękami, a jej wargi poczęły drgać. Zwróciła się w stronę Ali, na co blondynka przestraszyła się, nie wiedząc co mogło się stać z koleżanką. Ona chwyciła Alison za ramiona i przełknęła ślinę, szykując się do wypowiedzi.
- Odwróć się - wyszeptała drżącym głosem. - Tam jest jeden z nich!
Z lekko podniesionymi brwiami odwróciła się, bojąc się, co może tam zobaczyć. Widziała jednak tylko Luke'a idącego pewnym krokiem przez ścieżkę prowadzącą prosto od drzwi wejściowych do miejsca, w którym właśnie stała. Spojrzała pytająco na dziewczynę, która miała wciąż tą samą zaskoczoną minę, a jej oddech nie chciał wrócić do normy.
- Ale to jest tylko mój przyjaciel - starała się sprostować, lecz dziewczyna była nieugięta. Zdecydowanie wiedziała, co mówi.
- Nie mówiłaś, że przyjaźnisz się z gwiazdą - powiedziała, uśmiechając się nieśmiało, gdy chłopak był o krok od nich.
- Witam drogie panie - przywitał się Luke, kładąc dłonie na biodrach.
Przechylił głowę w prawą stronę, obserwując rosnące zawstydzenie na twarzy blondynki, która nie wiedziała jak wybrnąć z tej nietypowej sytuacji.
- Wiecie co, ja muszę lecieć - usprawiedliwiła się, zsuwając się z lady i zbierając swoje rzeczy. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś cię spotkam, Luke - zwróciła się w stronę chłopaka.
Ostatni raz uniosła lekko kącik ust i wciąż drżąc, wyszła tylnymi drzwiami, pozostawiając głuchą ciszę między przyjaciółmi. Alison zaczynała już rozumieć całe to zamieszanie i nie mogła sobie wybaczyć, że stało się to dopiero teraz. Chłopak pokonywał powoli dystans między nimi, ale dziewczyna miała teraz inny problem na głowie.
- Kiedy zamierzałeś powiedzieć, że zna cię cała Australia? - spytała, gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko jej. - Zresztą chyba nie tylko Australia.
W jego oczach było widać poczucie winy i chociaż w innych okolicznościach Ali prawdopodobnie dałaby się złamać, to teraz nawet nie przeszło jej to przez myśl.
- Jakoś nie było okazji - odrzekł głosem przepełnionym żalem.
- Gościu, było setki okazji! - krzyknęła, tracąc cierpliwość.
I choć naprawdę nie chciała tego robić - musiała, bo wiedziała, że inaczej zignoruje to i odwróci ją od tematu jednym ze swoich czarujących uśmiechów. A nie mogła dać się tak teraz wkręcić. Już nigdy więcej.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Miałem ci to powiedzieć, ale nie wiedziałem jak zareagujesz i czy nadal będziesz chciała się ze mną widywać - odparł skruszony.
- Aha, czyli według ciebie nie chciałabym mieć z tobą nic wspólnego, gdyby okazało się, że zna cię cały świat?
Zastanowiła się przez chwilę nad tym co powiedziała i zdała sobie sprawę, że palnęła głupotę.
- Czekaj, nie – zatrzymała go, choć tak naprawdę nigdzie się nie wybierał. - Chodziło mi o to, że dla mnie nie ma to znaczenia czy jesteś popularny czy masz tylko grono najbliższych kilku przyjaciół. Możesz sobie być kim tylko chcesz, bo ja nigdzie się nie wybieram.
Na twarzy chłopaka zagościł uśmiech ulgi. Alison nie mogła tego zobaczyć, ale on w tym momencie zmagał się z łzami cisnącymi się do oczu. Sam nie wiedział, dlaczego ta cała sytuacja działała na niego tak silnie i pewnie nigdy się nie dowie.
Nie mogąc się powstrzymać, zagarnął dziewczynę w swoje ramiona, ściskając mocno jej drobne ciało. Dwie słone krople wypłynęły spod wilgotnych powiek, spływając po jego lewym policzku i w pewnym momencie spotkały się ze sobą, tworząc jedną, powoli toczącą się w zapomnienie łzą. Chłopak dziękował Bogu, że jest dużo wyższy od Alison, bo nie wiedział, jak miałby się zachować, gdyby zobaczyła go płaczącego.
- To na twoim punkcie wariuje Gracie, prawda? - usłyszał z dołu.
Oboje zaczęli się śmiać, a w głowie Ali narodził się pewien ciekawy pomysł.
Miałam dodać ten rozdział wcześniej, ale nie było mnie w kraju przez kilka dni. Przepraszam za to opóźnienie - zresztą ponownie. Nie będę się tłumaczyć bardziej, bo każdy wie, jak jest w gimnazjum lub liceum.
Do napisania przy następnym. x
BETA! Dziękuję za ponad 4K wyświetleń!